Zwyczajowo spory naukowców przyjmujemy z pewną dozą dystansu, bo kogo na co dzień zajmuje teoria, która próbuje zintegrować ogólną koncepcję względności Einsteina z teorią kwantową, kto zastanawia się nad teoriami chaosu, wielkiej unifikacji, czy teorią pamięci molekularnej? Są to tak odległe zagadnienia od codzienności, że stanowią wyłącznie domenę sporu intelektualnego, z którego i tak niewiele dla nas wynika.
Santiago Carbonell, Persian Mourning,
oil on canvas, źródło: www.inverarteartgallery.com
I cały ten jałowy spór nie miałby większego znaczenia, gdyby
nie fakt, że obrazy ekwadorskiego malarza bardzo mi się spodobały. Byłem wręcz
wdzięczny autorom, że zwrócili mi uwagę na tego mało znanego artystę. I nie
miało to dla mnie wielkiego znaczenia, czy jego sztuka jest bliższa
hiperrealizmowi, naturalizmowi czy surrealizmowi, bo od jego obrazów biła jakaś
magiczna aura. Kilka lat później, również przez zupełny przypadek, trafiłem na
wernisaż jego prac.
Wtedy już, od tych wielkoformatowych obrazów nie mogłem
oderwać oczu. Patrzyłem w zachwycie jak malarz koncentruje się na sztuce jako
narzędziu przedstawiania wybranego fragmentu rzeczywistości, nadając mu rangę
czegoś wyjątkowego. Patrzyłem w zachwycie na to, co wydawać się może na
pierwszy rzut oka zupełnie pospolite, jak choćby wizerunek nagich pleców
kobiety, a na obrazie, pod pędzlem Santiago Carbonella przedstawiony widok
przekształca się w zjawisko. Była w tym jakaś magia, bo z jednej strony
doskonale wiedziałem, że artysta, stara się oddać rzeczywistość z jak
największą precyzją, dba z pieczołowitością o uzyskanie w kompozycji dokładnych
proporcji, kolorów i detali, ale finalnie, wręcz paradoksalnie, obraz daleki jest
od lustrzanego odbicia, lub od fotografii.
I nie jest to zwykła tendencja do
idealizacji. Jego obrazy dostarczały raczej delikatnych wskazówek dotyczących
nastroju, emocji lub tematu dzieła, jednocześnie przekraczały one granice
realnego świata przypominając raczej sen lub marzenie. Santiago Carbonell
urodził się w 1960 roku w Quito w Ekwadorze. Zaczął malować w wieku 6 lat,
głównie za sprawą swojego ojca, który już od najmłodszych lat zaszczepił w nim
umiłowanie do malarstwa. Żelazna dyscyplina młodego
malarza, wytrwała nauka i wyrafinowany talent samouka doprowadziły go do
podróżowania po świecie w poszukiwaniu sztuki. W wieku 26 lat wyemigrował do Meksyku, później do Hiszpanii,
gdzie przez jakiś czas studiował malarstwo w Barcelonie.
Dziś mieszka w Meksyku
z żoną i dziećmi i uczy sztuki na uniwersytecie w Santiago de Querétaro w środkowym
Meksyku. Jego obrazy cenione są głównie za to, że w nich rozpoznajemy
siebie, nasze słabości i nasze marzenia Jego obrazy są też wierne tradycji,
która prowadzi do wyraźnych różnic między tym, co postrzegamy na co dzień, a
tym, co pokazuje nam malarstwo. Santiago
Carbonell tak o tym mówi: „Fotografia po zaoferowaniu swoich usług i
dostarczeniu nam pewnego obrazu, zostaje odstawiona, nie jest więcej pomocna w
procesie twórczym, bo malarz jest odpowiedzialny
za głębokie widzenie, to znaczy dostrzeganie tego, czego nie można zobaczyć
natychmiast, bo wtedy sztuka byłaby bezużytecznym, zbędnym duplikatem
rzeczywistości widzialnej. A malarstwo wymaga takiej formy, by wydobyć to, co
jest estetyczne.
Dlatego malarz błądzi wzrokiem po zwykłych zakamarkach i
drobnych przedmiotach, dostrzegając ich godność. Uchwycenie drobnych szczegółów
za pomocą tradycyjnego ścisłego i dokładnego rysunku, pokazuje tak na prawdę,
pracę artysty i jego wiarę w ważność rzeczy tego świata, jego odcieni, jego
formy, jego obecności. Dlatego ja maluje z dokładnością rzemieślnika.” Kiedy
patrzyłem na obrazy ekwadorskiego malarza miałem pełną świadomość tego, że jest
on kimś, kto specjalnie dla nas wybiera te dary oferowanych przez świat, dary które
mają specyficzne i indywidualne cechy, które mogą być drogą do tego, by zwrócić
uwagę na to, co wydaje się często w codzienności nieistotne i nie warte naszej
uwagi. To, co mnie porusza, to fakt, że ekwadorski malarz porzucił w pewnym
momencie akademię, pozostając samoukiem.
Tak wspomina ten moment: „Lubię się
uczyć, ale nienawidziłem studiować. Może miałem szczęście, że kiedy miałem
piętnaście lat to rewolucja maoistowska była w modzie, i paradoksalnie to dzięki
Mao nauczyłem się, że pierwszą rzeczą, którą muszę zrobić, to samodzielna
reedukacja. W moim przypadku sam się wyedukowałem. Jest takie zdanie,
które bardzo lubię: Właśnie porzuciłem studia, aby móc kontynuować edukację.
Ono pasuje właśnie do mnie. Dlatego też wstaję bardzo wcześnie każdego ranka, o
czwartej nad ranem i pracuję przez około dziesięć godzin z rzędu, do trzeciej po
południu. Bo trzeba pracować każdego dnia, uważam malarstwo za bardzo
zdradliwą, psotną boginię, która, jeśli się nią nie zajmiesz, bardzo możliwe,
że odejdzie z kimś innym, a ty pozostaniesz sam”.
Trudno wśród współczesnych
malarzy znaleźć tak wielką miłość i oddanie dla świata sztuki. A ona
odwzajemnia się w obrazach. To, po prostu, widać. Ten malarz samouk z
Ekwadoru od wielu lat stara się wszelkimi dostępnymi środkami w sztukach
plastycznych ukazać głębię człowieka, jego portrety od lat mnie fascynują,
niezależnie od tego czy są one namalowane w nurcie hiperrealizmu, symbolizmu,
nadrealizmu. Artysta maluje w bardzo klasycznej technice, obecnej w historii
sztuki od wczesnorenesansowego okresu.
W swych portretach, drobiazgowo dbając o
kwestie warsztatowe, przykłada niezwykłą wagę do spojrzenia, gestu, stroju,
oświetlenia, czy kadrowania kompozycji. Sam artysta przyznaje, że w malarstwie
interesuje go wyłącznie jeden temat: postać człowieka oddana w głęboko intymnym
i poetyckim charakterze. Artyście udało się stworzyć to, co jest tak trudno
osiągalne w malarstwie, bo stworzył swój własny i rozpoznawalny styl.
Komentarze
Prześlij komentarz