Do dziś nie potrafię zrozumieć, dlaczego malarstwo Ferdynanda Ruszczyca traktowane jest często jako support przed obejrzeniem wielkich mistrzów pędzla polskiego przełomu XIX i XX wieku. Może dlatego, że jego biografia twórcza jest pozbawiona charakterystycznych znaków przystankowych, jak choćby studia w monachijskiej akademii? A może dlatego, że jego malarstwo trudno zmieścić w szerokiej formule tzw. malarstwa realistycznego, bo obrazy Ruszczyca aż pulsują światem baśniowym i wymyślonym. Bo nawet jeżeli malarz malował z natury, to wkładał wielki wysiłek w to, by to co widziane odrealnić. A może dlatego, że dochodząc do perfekcji warsztatowej, w wieku 38 lat porzuca malarstwo? Powodów marginalizacji Ruszczyca w panteonie malarstwa polskiego jest zapewne wiele i trudno je nawet wymienić. Jedno zaś jest pewne: przynajmniej dwa obrazy autorstwa Ruszczyca, w moim przekonaniu, są arcydziełami i mogą wisieć pomiędzy najlepszymi obrazami, które kiedykolwiek powstały. Ferdynand Ruszczyc, Pustka...