Na temat Zdzisława Beksińskiego powiedziano już wiele.
W ostatniej dekadzie ukazało się kilkanaście książek, setki artykułów, powstał
film fabularny i filmy dokumentalne opowiadające o twórczości artysty. Nie ma
sensu powtarzać tego, co znają już miłośnicy malarstwa Zdzisława Beksińskiego,
nie ma też sensu robić wprowadzenia do jego twórczości dla tych, którzy by ją
chcieli poznać. Czy w tej sytuacji można powiedzieć o jego sztuce coś nowego?
Można jedynie z perspektywy osobistej. Dlatego nie będę pisał o Beksińskim z
perspektywy chłodnego badacza, ale wyłącznie z perspektywy zaangażowanego
odbiorcy, miłośnika jego twórczości. Ilekroć patrzę na obrazy artysty z Sanoka
stawiam sobie pytanie: co stało za sekretem jego twórczości? Odpowiedzi na to
pytanie poszukałem w poprzednim pokoleniu artystów, u Adama Chmielowskiego,
który pisał, że szczerość jest sekretem i gwarantem dobrego malarstwa. Wedle
brata Alberta, należy malować tylko to, co się czuje, czego się osobiście doświadczyło,
co nosi się w sercu, jeżeli tego zabraknie z malarstwa wyjdzie po prostu komedia.
Bo szczerości w malarstwie, po prostu nie da się podrobić, albo ona jest albo
jej nie ma. Dlatego, według mnie, szczerość aktu twórczego wydaje się być kluczem
do zrozumienia malarstwa Zdzisława Beksińskiego, bo malował on wyłącznie to,
czego doświadczył w głębi własnej świadomości. Ten niepozornie wyglądający
mężczyzna, który posturą przypominał bardziej urzędnika niż artystę wyróżniał
się nieprzeciętną i głęboką wyobraźnią. W zakamarkach jego świadomości wiły się
labirynty, w których przechowywał obrazy, wizje, sny, marzenia, obawy i lęki.
I jego twórczość jest zapisem, wizualnym
pamiętnikiem z tej podróży. Patrząc na obrazy Beksińskiego zawsze starałem się
szukać czegoś, co go wyróżniało spośród malarzy XX wieku. I znalazłem dziesięć
cech, o których napiszę.
Zdzisław Beksiński, XXX, 1984, olej na płycie pilśniowej, 132 x 98 cm, kolekcja prywatna, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
pierwsze, Zdzisław Beksiński nigdy nie udawał kogoś kim nie był, nie grał
żadnej roli. Nie ukrywał tego, że jego droga do malarstwa jest oparta wyłącznie
o własną intuicję. Buntował się, kiedy mu coś doradzano albo sugerowano, w
sztuce pozostał samoukiem. Jako absolwent architektury na Politechnice
Krakowskiej malarstwa uczył się sam. Ale edukacja, którą wybrał była dość
osobliwa, bo nie interesowała go sztuka innych, nie pobierał lekcji malarstwa i
rysunku, nie chodził nawet na wernisaże, nie odwiedzał galerii i muzeów, nie
śledził nowinek w zakresie sztuki. Zdał się całkowicie na własną intuicję.
Zdzisław Beksiński, DG 3399, pocz. Lat 70, olej na płycie pilśniowej, 90 x 70 cm, Galeria Piotra Dmochowskiego, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
drugie: Zdzisław Beksiński, w odróżnieniu od rzeszy mu podobnych artystów tego
okresu, nie brał nigdy żadnych stypendiów. A miał ku temu wiele okazji. Mało
kto dziś pamięta, że w 1960 roku w Polsce odbył się Międzynarodowy Kongres
Krytyków Sztuki (AICA). W jego ramach zaproszeni krytycy z całego świata odwiedzili
również Kraków, gdzie trafili na wystawę przygotowaną przez Janusza Boguckiego.
Zobaczyli tam między innymi obrazy Zdzisława Beksińskiego. Prace Beksińskiego
obejrzał również dyrektor Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku James Johnson
Sweeney, który pozostał pod tak ogromnym wrażeniem jego twórczości, że po
wystawie skontaktował się z Beksińskim i zaproponował mu stypendium Muzeum
Guggenheima w Nowym Jorku. Beksiński grzecznie ale stanowczo odmówił. Sam
przyznał w jednym z listów: „(...) ja się broniłem nogami i rękami, że mi się nie
chce jeździć, wiem, że mało kto to zrozumie, bo każdy Polak chce podróżować i
mieć samochód i myśli, że wszyscy muszą mieć to samo. (…) A ja właśnie chcę
sobie majsterkować i zwykłem robić to, co lubię, a nie to, co trzeba”. Do końca
życia nie przyjął żadnej pomocy od państwa czy organizacji wspierającej
twórców.
Zdzisław Beksiński, 1983, akryl, 87 x 73 cm, Muzeum Historyczne w Sanoku, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
trzecie: u Zdzisława Beksińskiego znajdujemy wyjątkowy stosunek do własnej
sztuki. Od kiedy porzucił zawód architekta i zajął się malarstwem tworzył kilkadziesiąt
obrazów rocznie. Sprzedawał je, rozdawał rodzinie i znajomym, jednak w swym
dorobku miał kilkanaście obrazów, swoistą prywatną kolekcję, która nazywał
„zwierzęta domowe”. Nie była ona na sprzedaż. Pod koniec życia otrzymywał
propozycje zakupu obrazów za astronomiczne kwoty. nigdy się nie zgodził. Chciał
je mieć w zasięgu wzroku do końca życia.
Zdzisław Beksiński, DG-2526, 1983, olej na płycie pilśniowej, 87 x 87 cm, Galeria Piotra Dmochowskiego, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
czwarte: Zdzisław Beksiński był wyjątkowo odważnym kolorystą. Jego zestawienia
barw niektórych obrazach oscylują na granicy brawury. Artysta potrafił w kompozycji
połączyć głęboki błękit z zielenią i czerwienią. Każdy kto zajmował się
teoretycznie kompozycją barwną wie, że należy wystrzegać się tego rodzaju
zestawień. Jednak u Beksińskiego tego rodzaju zestawienia, jakimś dziwnym
trafem nie rażą, są spójne kompozycyjnie, tak jakby artysta potrafił przełamać
nasze uprzedzenia kolorystyczne. U żadnego innego artysty nie spotkałem takiej
cechy.
Zdzisław Beksiński, DG 2509, 1982, olej na płycie pilśniowej, 87 x 97 cm, Galeria Piotra Dmochowskiego, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
piąte: Beksiński jako artysta programowo stronił od wszelkich ideologii, mocno
zabiegał oto, by jego sztuka nie była łączona z żadnymi systemami, czy
politycznymi, czy religijnymi, nawet z trendami w sztuce. Wyróżnia go to dość
mocno w kontekście tzw. sztuki krytycznej czy zaangażowanej. Zdecydowana
większość artystów tego okresu bądź komentuje, bądź wprost angażuje się w
różnego rodzaju spory ideologiczne, zajmuje ostre stanowiska, bądź kontestacyjne,
bądź afirmatywne. Ale nie Beksiński.
Zdzisław Beksiński, WŃ, 2003, olej na płycie pilśniowej, kolekcja prywatna, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
szóste; U Beksińskiego znajdujemy bardzo czytelną drogę dochodzenia i afirmacji
malarstwa, artysta nie boi się odważnie mówić o porzuceniu choćby fotografii na
rzecz malarstwa, nie interesuje go to, że swoimi poglądami może urazić artystów
fotografików, zrazić do siebie zawodowych krytyków sztuki. W jednym z listów do
przyjaciela Jerzego Lewczyńskiego pisze: „Nie słucham żadnych krytyków, bo to w
większości goście nie mający żadnego pojęcia o fotografii. Piszą (...), że dziś
już każde dziecko wie, że fotografia jest sztuką. Każde dziecko też wie, że
jest Bóg w trzech osobach, a Boga mimo to nie ma. (...) Fotografia to pic! To
są pozory sztuki, to jest pseudosztuka, najbardziej zakłamana, jaka można sobie
wyobrazić. Fotografia jako taka nie może być sztuką i to leży w jej istocie”.
Na dodatek Beksiński pisze te słowa do zawodowego artysty fotografika Jerzego
Lewczyńskiego.
Zdzisław Beksiński, AA 72, 1972, olej na płycie pilśniowej, Muzeum Historyczne w Sanoku, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po siódme.
Beksiński, podobnie, jak jego twórczość, miał surrealistyczne poczucie humoru.
Kiedy przyjeżdżają z żoną Zofią do rodzinnego Sanoka, Beksiński odwiedza
cmentarz i proponuje napis na grobowcu rodzinnym, chce, by kamieniarz wykuł w
kamieniu inskrypcję: „Tu leżą Beksińscy, pocałujcie nas w dupę”. Żona i
kamieniarz odwodzą go od tego pomysłu. Kilka lat później Beksiński zostaje
zaproszony przez Lewczyńskiego do Gliwic, odpisuje: „Przyjadę chętnie
pociągiem. a wystarczy mi najzupełniej orkiestra strażacka na dworcu, kwiaty od
harcerzy, chór „Lutnia”, chleb i sól z rąk przewodniczącego wojewódzkiej Rady
Narodowej i mała lampka wina w Komitecie Wojewódzkim Partii. Nie jestem zbyt
wymagający! Miasto może wywiesić chorągwie i należałoby raczej wstrzymać ruch na
głównej ulicy. Tyle! nie jestem wymagającym, bo nie jestem jakimś rabinem”.
Kiedy przesyłają Beksińskiemu do autoryzacji wstęp do katalogu jego wystawy,
artysta odpisuje: „Wstęp do katalogu wspaniały! Do końca życia nie wymyśliłbym
lepszego! W którą stronę się go nie napocznie, jest tak idealnie mętny i
górnolotny, że może służyć szczytnej idei zaciemniania rzeczy jasnych, co jest
zresztą istotą i celem wszelkich wstępów i omówień”.
Zdzisław Beksiński, 1980, olej na płycie pilśniowej, 87 x 87 cm, Muzeum Historyczne w Sanoku, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
ósme. Beksiński, mimo momentów zniechęcenia do sztuki, nigdy nie porzuca i nie
przerywa malowania, nie robi przerw w pracy twórczej, jest konsekwentnie oddany
sztuce. Pisze w liście do przyjaciela: „Może rzeczywiście to wszystko co robię
jest gówno warte? Grafoman tez sądzi, że umie pisać. (...) Po co my, do
cholery, robimy tą całą robotę, którą nazywa się sztuką. Nikt tego nie
potrzebuje. Krytycy, o ile piszą, to tylko po to, by pochwalić się znawstwem,
odbiorcy, o ile kiedykolwiek kupują, to albo by pomóc nam materialnie
(pieniądze państwowe) albo, by ulokować forsę i podenerwować znajomych (nabywcy
prywatni). nic z tego nie zostanie, a o ile nawet zostanie, to może właśnie to,
co robiliśmy lewą nogą, a to, co było najlepsze, diabli wezmą”. Beksiński u
kresu życia, już po śmierci żony i syna, pytany przez reporterkę dlaczego
ciągle maluje, mimo osiągniętego sukcesu i sławy i dostatku odpowiada
przewrotnie: „Bo ja proszę szanownej pani, jestem zakochany w sobie, niestety
bez wzajemności”. Beksiński do końca swego życia nie wypuszcza pędzla z dłoni,
maluje po kilkanaście godzin dziennie, robi przerwy na jedzenie i spanie.
Zdzisław Beksiński, AC 75, 1975, olej na płycie pilśniowej, Muzeum Historyczne w Sanoku, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
dziewiąte: Beksiński mimo oddania się plastyce, był też doskonałym pisarzem,
szczególnie w zakresie zapomnianej dziś sztuki epistolografii. Czytanie jego
listów daje ogromną dozę doznań estetycznych, jego korespondencja czeka wciąż
na odkrycie.
Zdzisław Beksiński, DG-2216, 1974, olej na płycie pilśniowej, 73, 87, źródło: (dmochowskigallery.net) |
Po
dziesiąte: Z każdym, na nowo odkrytym obrazem Zdzisława Beksińskiego,
kompletuję tajemnicza układankę jego psychiki, każdy nowy obraz, to kolejny
brakujący element. Dla mnie osobiście sztuka Beksińskiego to akt głębokiej
introspekcji, przyglądania się sobie, własnym myślom odbitym w zwierciadle
świata, to jak podróż w tajemniczy labirynt z licznymi pokojami, korytarzami,
skarbami. W jego bogatym dorobku twórczym są obrazy zarówno dobre, jak i nieco
gorsze, wręcz słabe. Ale są też prace arcygenialne. I to czyni z Beksińskiego
jednego z największych malarzy XX wieku. Wbrew temu, co o nim sądzi wciąż wielu
krytyków sztuki i artystów.
Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości
Zdzisława Beksińskiego:
zdjęcie Zdzisława Beksińskiego użyte w logo podcastu: FOT.
RAFAL LATOSZEK/FOTONOVA
Komentarze
Prześlij komentarz