Każdy z nas, w mniejszym lub większym stopniu, spotkał w swym życiu osobliwe postacie, które, czy to w sposobie życia, czy w realizowanym hobby, znacznie odbiegały od przyjętej powszechnie normy. Ja, na przykład, osobiście poznałem kiedyś jedynego w Polsce producenta katarynek, kolekcjonera starych narzędzi dentystycznych, kryptozoologa (badacza nieistniejących gatunków zwierząt), czy też przewodniczącego zrzeszenia miłośników pomp motorowych.
Luke Hillestad, Artemisia | 44" x 40" (102 x 112cm), źródło: https://www.lukehillestad.com
W świecie sztuki zdarzają się też podobne osobliwości. Friedrich Schiller pisał wyłącznie wtedy, kiedy miał zanurzone stopy w lodowatej wodzie, Ernest Hemingway pisał wyłącznie na stojąco, zaś Pablo Picasso malował, kiedy obok sztalugi leżał naładowany rewolwer. Kiedy pierwszy raz w Stanach Zjednoczonych zobaczyłem na ścianach galerii obrazy autorstwa Luka Hillestada czułem, że jest w nich coś osobliwego. Po pierwsze galeria, w której się znajdowały eksponowała wyłącznie sztukę współczesną, zaś obrazy, na które patrzyłem mogły być namalowane zarówno okresie baroku, albo nawet później.
Luke Hillestad, Hawthorn (Crataegus monogyna), (56 x 71cm), źródło: https://www.lukehillestad.com
Ich zgaszona kolorystyka, wybory kompozycyjne tchnęły jakimś muzealnym klimatem. Ponadto tematyka poruszana w obrazach była uniwersalna dla historii sztuki, bo była mieszanką sztuki sakralnej i mitologii, koncentrowała się na tematach przemijania, inicjacji, rytuałów, czy relacji człowieka do dzikiej przyrody. Ale w tym wszystkim obrazy, na które spoglądałem podobały mi się, miały jakąś tajemniczą siłę przyciągania, zdecydowanie wyróżniały się w galerii. Dopiero, kiedy przeczytałem notkę biograficzną młodego amerykańskiego artysty zrozumiałem, że moje intuicje o osobliwości tej sztuki były całkiem słuszne.
Luke Hillestad, Pages of Vervain (Verbena hastata) 26" x 32" (66 x 81cm), źródło: https://www.lukehillestad.com |
Z notki biograficznej wynikało, że Luke Hillestad pracuje wyłącznie w duchu tradycji starożytnego malarza Apellesa z IV wieku przed naszą erą. Ten najwybitniejszy, wedle opinii starożytnych, artysta malarz był między innymi portrecistą Filipa II Macedońskiego i jego syna Aleksandra Wielkiego. Jako jedyny miał wyłączne prawo portretować Aleksandra w malarstwie. A co zaczerpnął współczesny malarz Hillestad z antycznego warsztatu pracy Apellesa? Między innymi ograniczył paletę barw wyłącznie do czterech kolorów (czyli do tzw. tetrachromii): do koloru białego, czerwonego, żółtego i czarnego, czyli barw używanych w greckim malarstwie wazowym.
Ponadto Luke Hillestad sam miesza pigmenty w celu odtworzenia stylu pracy w tradycji helleńskiej. Tym samym jest jak Amisz wśród malarzy, nie korzysta z nowych technik i rozwiązań. Lecz jego wybory nie ograniczają się wyłącznie do kwestii warsztatowych, przenosi je również na tematykę obrazów, która jako żywo jest wyjęta z tradycji greckiej i dąży do pierwotnego ukazania piękna ludzi w ich najszlachetniejszym wydaniu.
Luke Hillestad, Mitra | 53" x 33", źródło: https://www.lukehillestad.com |
Luke Hillestad urodził się w 1982 roku w Minneapolis w Stanach Zjednoczonych. Był wyjątkowo chorowitym dzieckiem, bo w czasie młodości przeszedł kilka operacji serca, potem zaś, co jakiś czas zmieniano mu wadliwie działające zastawki. Od zawsze interesowała go historia sztuki, jednak, gdy przyszły wybory zawodowe został najpierw muzykiem, a potem geodetą. Zamiłowania do sztuki jednak nie porzucił, każdy czas wolny poświęcał malarstwu. Przełom przychodzi w 2006 roku, wtedy porzuca pracę geodety i zaczyna malować w pełnym wymiarze godzin. W tym czasie wnikliwie studiuje techniki Rembrandta. W pewnym momencie porzuca wszystko i wyjeżdża do Norwegii, gdzie terminuje i uczy się malarstwa od Odda Nerdruma, jednego z nielicznych dziś malarzy, który malują w duchu dawnych mistrzów. Tam został nakierowany na techniki stosowane w malarstwie starożytnej Grecji, również tam uczy się technik mielenia pigmentów, używania materiałów ściernych do przecierek malarskich, czy własnoręcznego wykonywania pędzli. Tam też Luke Hillestad przyjmuje deklarację, wzorem swojego mistrza, że jego rodzaj sztuki winien być określany mianem kiczu, gdyż próbuje wskrzesić minione techniki malarskie we współczesnej estetyce.
Luke Hillestad, Sphinx Waiting | 29" x 32", źródło: https://www.lukehillestad.com
Z Norwegii artysta wyjeżdża na kilka miesięcy do Paryża, sporo maluje, odwiedza też muzea. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych Hillestad nadal identyfikuje się jako malarz kiczu, bo jego filozofia malowania opiera się na klasycznych wartościach, takich jak idea piękna, ponadczasowe opowiadanie historii i ewidentne naśladownictwo w kwestiach warsztatowych. Patrząc na posągowe kobiety w jego obrazach, na ich relację ze światem zwierząt, na użyte rekwizyty, mam wrażenie, że istnieje faktycznie pewien ponadczasowy sposób nadawania naszym wyobrażeniom pożądanych kształtów. Motyw miłości i pożądania, zachwytu nad pięknem ciała kobiecego, motyw mitologicznego połączenia człowieka z ciałem zwierzęcia, przedstawiania homeryckich chimer, motyw odchodzenia, śmierci, żegnania się ze światem są w obrazach Hillestada misternie ubrane w kształty, przedstawione są w sposób wysoce narracyjny.
Luke Hillestad, Prudence | 36" x 26", źródło: https://www.lukehillestad.com
W żadnym razie nie jest to malarstwo figuratywne, które oparte jest o fotorealizm. Tak się autoidentyfikuje artysta: „Staram się tworzyć obrazy, które zatrzymują i rozciągają wyobraźnię. Na przykład motyw, matki i dziecka, jest jednym z tych, do których mam szczególny sentyment. Moja żona będąc w ciąży z naszym drugim dzieckiem, miała świadomość, że przebywa pośród ponurego krajobrazu nowoczesności, wtedy to namalowałem obraz pod tytułem: „Bagienna mama”, który zwyciężył w konkursie World Wide Kitsch 2020.
Luke Hillestad, Milk Bath, 22" x 30" (56cm x 76cm). Oil on Linen, źródło: https://www.lukehillestad.com |
Obecna sytuacja klasycznego malarstwa figuratywnego jest taka, że większość instytucji je ignoruje lub nawet zwalcza. Ja jednak się nie zrażam. Chcę ożywić powierzchnię płótna. Chcę malować postacie, które oddychają i chcę oddać narracje, które żyją. Współczesne żądanie od każdego artysty oryginalności jest dla mnie niepożądanym więzieniem. Więc go nie wybieram. Wybieram moje preferencje, bez względu na to, jak bardzo są one passé, nostalgiczne i kiczowate. Moja praca jest tradycyjna, ale to tylko jedna z niezliczonych tradycji. Ta, którą wybrałem, biegnie przez grecki klasycyzm i jego „odrodzenie” w baroku.
Luke Hillestad, Dead is Dead | 36" x 48",
źródło: https://www.lukehillestad.com |
Moje prace unikają modernistycznej ironii, formalnych eksperymentów i abstrakcji na rzecz narracji, skupiam się raczej na tradycji i figuratywizmu. Ironia nie jest dla mnie atrakcyjna - taka, która celowo ignoruje temat; bo stawia chłodny dystans między nami a obrazem. Ja chcę tworzyć sztukę, która sprawia wrażenie, jakby mogła powstać w dowolnym czasie. Dlatego wracam do takich archetypów jak: rodzina, rytuał, podróż... to tematy, których wersje każdy z nas bez problemu rozpoznaje. Kiedy widzimy te tematy pokazane poetycko, możemy doświadczyć trochę piękna.”.
Luke Hillestad, Crowning | 30" x 40",
źródło: https://www.lukehillestad.com |
Trudno dziś o taką odwagę w deklarowaniu niepopularnych wyborów, co więcej,
przypisania własnej twórczości do tego, co zwiemy kiczem. Szkoda, że żadne z prac Apellesa, uważanego przez
wiele źródeł za największego malarza swoich czasów, nie przetrwały, znamy je
tylko z historycznych opisów. Starożytne freski, które przetrwały, w miejscach
takich jak Pompeje, zostały opisane jako dość słabe w porównaniu z freskami
Apellesa. Dlatego warto zwrócić uwagę na tych zuchwalców sztuki, którzy czując
nie tylko obowiązek wobec Apellesa, ale i pokrewieństwo z nim, próbują
wskrzesić na nowo tę formę sztuki. Są w tym działaniu podobnie do mojego
znajomego, który wciąż konstruuje katarynki.
Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości artysty:
Komentarze
Prześlij komentarz