Przejdź do głównej zawartości

Dystymia malowana pędzlem. Robert Duxbury.

 Kiedy przychodzi jesień i prędzej zapada zmrok, przychodzi też czas zadumy. W długie noce ciemność może być jak ciepły koc, ale też może stać się lodową powłoką. Nierozpoznany smutek dotyka wtedy przede wszystkim ludzi wrażliwych. Do nich zaś niewątpliwie zaliczają się artyści. 

Robert Duxbury, Valley, źródło: www.robertduxbury.com

W gromadzonej przeze mnie od lat galerii obrazów szczególne miejsce zajmują te, które uderzają w struny emocji dając minorowy nastrój. Zazwyczaj są one malowane w chromatyce matowych, zimnych barw, gdzie dominują czernie, szarości, brązy i sepie. Do tych melancholijnych obrazów, z których wręcz emanuje smutek dołączyłem ostatnimi czasy prace młodego australijskiego artysty Roberta Duxbury’ego. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem w galerii jego akwarele nie byłem w stanie oderwać od nich oczu. Było to dość paradoksalne uczucie, bo od każdej pracy bił głęboki smutek, jakaś osobliwa forma melancholii. Jednak chciałem na nie patrzeć, tak, jakbym godził się na to, że smutek jest mi potrzebny w życiu, tak samo jak radość czy szczęście. 

Robert Duxbury, Adieu (2021). Watercolour on watercolour paper mounted on panel. 18 x 15.5cm, źródło: www.robertduxbury.com

Obrazy te malowane były w osobliwy sposób, bo Duxbury nadaje formę swym enigmatycznym pracom za pomocą niejednoznacznej symboliki i ponurej palety barw odzwierciedlających subtelności uczuć zwanych melancholią. Miałem wrażenie, że autor tych obrazów to, podobnie jak Stanisław Wyspiański, osamotniony i cierpiący artysta, który ma instynktowną potrzebę wyrażania swoich emocji poprzez sztukę. Tak jakby przez sam akt malowania chciał ukoić ból i wygnać demony smutku ze swego wnętrza. Patrząc na jego obrazy towarzyszył mi niepokój, tak jakby coś się w nich czaiło, osaczało, brało w posiadanie odbiorcę. Stąd tak wielka siła wyrazu tych prac, które wyzwalając pokłady smutku, jednych odstręcza, zaś innych fascynuje.

Robert Duxbury, Boudoir (2021). Watercolour on watercolour paper mounted on panel. 47 x 30.5 cm, źródło: www.robertduxbury.com

            Robert Duxbury urodził się w Australii. W sztuce jest samoukiem, w młodości opuścił rodzinne Antypody i zafascynowany azjatyckimi metodami malowania wyruszył do chińskiej prowincji Guangdong, gdzie studiował techniki tradycyjnego chińskiego Gongbi. Po prawie 15 latach studiowania i malowania wyłącznie sztuki ulicznej wrócił do Melbourne w Australii.  Artysta tak wspomina ten czas: „Przeprowadziłem się do Chin dla kaprysu, szukając zmiany otoczenia. Najpierw wylądowałem w Hongkongu i spędziłem kilka miesięcy mieszkając w Mong Kok, a następnie przeniosłem się do Shenzhen w Chinach kontynentalnych ze względu na więcej możliwości związanych ze sztuką uliczną i muralami. 

Robert Duxbury, Engines of Failure (2021). Watercolour on watercolour paper mounted on panel. 24 x 15.5 cm, źródło: www.robertduxbury.com

Największy wpływ, jaki wywarły na mnie Chiny, to czysta izolacja, nie tylko mieszkałem w wiosce na obrzeżach miasta, gdzie większość mieszkańców nigdy wcześniej nie widziała obcokrajowca, ale także nie miałem dostępu do Internetu, praktycznie nie miałem żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Byłem w środowisku wolnym od wpływu mediów i informacji. Dało mi to wyjątkową okazję do zbadania, czego naprawdę chcę od sztuki, bez presji porównywania się i potrzeby walidacji, która jest tak powszechna we współczesnym społeczeństwie. Sztuka tradycyjna odgrywa ważną rolę w chińskiej kulturze i miałem z nią styczność na co dzień.

Robert Duxbury, Wilting flower (2021). Watercolour on watercolour paper mounted on panel. 53.5 x 33 cm, źródło: www.robertduxbury.com

 Przyciągnęła mnie równowaga i kompozycja obrazów Gongbi, która nadaje tym figuratywnym dziełom prawdziwie poetycki styl. Spędziłem sporo czasu obserwując i analizując tę formę sztuki, zbierając książki, odwiedzając muzea i wioski artystyczne, zanim wziąłem do ręki pędzel. Moje "szkolenie" nie było do końca formalne, spotkałem kilku naprawdę niesamowitych malarzy, którzy udzielili mi cennych rad i spędziłem dużo czasu na dokuczaniu właścicielowi lokalnego sklepu z artykułami artystycznymi. Ale uczyłem się głównie z obserwacji oraz metodą prób i błędów. Jest to zdecydowanie mój preferowany sposób nauki, ponieważ cenię porażki tak samo jak sukcesy i uważam, że jest to ważny proces rozwijania własnego stylu”. 

Robert Duxbury, Fragmented Reflection (2021). Watercolour on watercolour paper mounted on panel. 29 x 22.5 cm, źródło: www.robertduxbury.com

Artysta po powrocie na Antypody w 2019 roku porzuca sztukę uliczną i zamyka się w pracowni. Nie jest to jednak łatwy czas dla niego. Tak go wspomina: „To było tak, jakbym zawsze miał ten niewykorzystany rezerwuar ekspresji i inspiracji i nagle otworzyły się wrota. Niestety, w tym momencie izolacja życia w Chinach i inne niezdrowe nawyki negatywnie wpłynęły na moje zdrowie psychiczne i nie byłem w stanie wykorzystać tego nowego potencjału. 

Robert Duxbury, Limpet vs Limpet (2021). Watercolour on watercolour paper mounted on panel. 19 x 30.5 cm, źródło: www.robertduxbury.com 

Ale lekkomyślnie rzuciłem się na głowę w niezwykle ambitne projekty, a moje obsesyjne i perfekcyjne tendencje mnie przytłoczyły. Spędzałem tygodnie w moim studio w stanie maniakalnym, pochłonięty tymi projektami. Wszystko inne w moim życiu postrzegałem jako frustrujące niedogodności, które odciągały mnie od pracy. Obejmowało to jedzenie, spanie i spędzanie czasu ze znajomymi. Sprawy stawały się tak intensywne, że nie mogłem mentalnie oderwać się od mojej pracy i coraz bardziej polegałem na moim i tak już problematycznym nadużywaniu substancji psychoaktywnych jako sposobie na znalezienie tymczasowej ulgi od szalejącego umysłu. Sprawy stawały się coraz gorsze, stawałem się coraz bardziej temperamentny i cyniczny, moje relacje się rozpadały, paliłem mosty z klientami i zacząłem czuć odrazę do tego, kim się stałem. W końcu osiągnąłem punkt krytyczny i nie mogłem już znieść cierpienia”. 

Robert Duxbury, Wave of sorrow, źródło: www.robertduxbury.com

Artysta spędza kilka miesięcy w buddyjskiej klinice rehabilitacyjnej w Tajlandii. Po powrocie zaczyna znów malować, pogodzony ze światem i z samym sobą. Tak o tym mówi w jednym z wywiadów: „Mój umysł był czysty i bardziej świadomy, mogłem malować moje obrazy. Co zaskakujące, pomogło mi to również ćwiczyć brak przywiązania do moich obrazów, ponieważ przestałem dążyć do efektu końcowego, który reprezentowałby coś, co chciałem wyrazić, i skupiłem się bardziej na samym procesie jako sposobie na zbadanie emocji, których w pełni nie rozumiałem. Dzisiaj szukam inspiracji w klasykach, ponieważ jest w nich coś ponadczasowego. 

Robert Duxbury, Sorrow, źródło: www.robertduxbury.com

Ten wpływ zmienił sposób, w jaki używam akwareli, prawie próbując naśladować farbę olejną, co daje wyjątkowy rezultat. Moje prace są dość introwertyczne, więc wiele obrazów i tematów przedstawia mnie samego w taki czy inny sposób. Często opieram się na wspomnieniach z przeszłości. Uważam, że młodość ma pewną emocjonalną moc, tę intensywną metamorfozę, przez którą  wszyscy przechodzimy”.

Robert Duxbury, "Conch" Watercolour on fabriano mounted on panel 40cm X 32cm, źródło: www.robertduxbury.com

            I tak, patrząc na głównych bohaterów obrazów widać w nich jakąś udrękę, pogodzenie się ze smutkiem, jakąś formę nieobecności, ucieczki we własne wnętrze. Jest tam jakaś forma emocji, która odbiera witalność, izoluje i daje uczucie zmęczenia i niechęci do działania. W tych pracach nie ma nawet cienia uśmiechu i entuzjazmu jest wyłącznie uczucie smutku i niezdolności do czerpania radości z życia. A mimo to, obrazy australijskiego malarza mają jakąś magiczną moc przyciągania, chęć obcowania z nimi. Może rację miał Bolesław Prus, kiedy pisał, że „człowiek miewa w życiu takie chwile, że lubi otaczać się przedmiotami, które przypominają smutek”.

Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości artysty:




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych