Przejdź do głównej zawartości

Złowieszczy urok syren. Mark Heine.

 W Odysei Homer opisuje króla Itaki, który pomimo powszechne wiedzy o niebezpieczeństwie, chce na własne oczy zobaczyć i usłyszeć syreny. Odyseusz wiedząc jak jest to niebezpieczne, karze przywiązać się do masztu z zalepionymi woskiem uszami. Dopiero, gdy statek zbliży się do wysp zamieszkałych przez syreny zaleca załodze, by odetkać mu uszy. Wydaje też bezwzględny rozkaz, by go wtedy nie rozwiązywano, nawet, kiedy będzie o to błagał. Była to jedyna szansa usłyszenia i zobaczenia syren pozostawszy przy życiu. 

Mark Heine, Sanctuary, 18" X 36", oil on canvas, źródło: www.mheine.com 

Ten opis wyjęty z wyobraźni Homera zainfekował kulturę zachodu wprowadzając do niej postać syreny, przepięknej hybrydy kobiety z rybą bądź ptakiem, która ma we władaniu burze, sztormy i potrafi wabić marynarzy, by ich okraść i pożreć. Na syreny zwrócił też uwagę Platon w „Państwie” opisując wszechświat, wskazując powab syren i kryjące się za nim niebezpieczeństwo. 

Mark Heine, An Echo of Sirens, 36" X 36" oil on canvas, źródło: www.mheine.com

Nie ma się co dziwić, że tego rodzaju historie są jak zestaw nut, z których następne pokolenia artystów komponowały muzykę, tworząc różnego rodzaju wariacje i improwizacje na ten sam temat. Ten motyw uwodzicielskiego i przepięknego głosu panien wodnych, które wabią i zanęcają swym śpiewem marynarzy, niekiedy młodzieńców, a nawet dziewczyny, doprowadzając ich wszystkich do zguby, był więc wysokooktanowym paliwem dla wyobraźni wielu artystów. Dość przywołać „Małą syrenkę” napisaną w 1836 r. przez Hansa Christiana Andersena. Mi jednak bardziej, niż kolejne literackie odsłony syren, interesowały próby ich ukazania w malarstwie. Niedoścignionym mistrzem wyjmowania wyobrażeń i ich przekładania na płótno pozostał dla mnie Arnold Böcklin – jego „Syrena” z 1875, czy „Zabawa syren” namalowana 11 lat później są, po prostu, doskonałe. 

Mark Heine, Salvation, 45" X 54", oil on canvas, źródło: www.mheine.com

Na te obrazy mogę patrzeć godzinami. Wydawało mi się, że ten temat został dogłębnie wyeksplorowany przez naszą kulturę, że nie da się nic więcej dodać do tego zbioru. Ale kiedy ujrzałem w galerii obrazy Marka Heinego przyglądałem się im z ogromny zainteresowaniem, bo był to kolejny malarski akord, który podobnie jak śpiew syren potrafił zawładnąć naszą wyobraźnią. A znaczna cześć dorobku współczesnego malarza z Kolumbii Brytyjskiej jest poświęcona właśnie zniewalającej mocy syren. Tak o tym mówi kanadyjski artysta: „Syreny wydaje się naturalną kontynuacją moich poszukiwań. Pisanie, obok malarstwa, od dawna jest kluczowym elementem mojego procesu twórczego. Manuskrypt Syren jest dziełem fikcyjnym z gatunku realizmu magicznego. Jego celem jest zbadanie niejednoznacznej, destrukcyjnej i nieokreślonej relacji ludzkości ze światem przyrody. W tym celu wyobraziłem sobie współczesną interpretację niesławnej i niezrozumianej femme fatal ze starożytnej mitologii greckiej, rozsławionej w Odysei Homera. Wyczarowanie czegoś z niczego jest trudnym aktem, bez względu na medium. Mierzę się z tym. Tkwię trzydzieści dziewięć lat w króliczej norze i wciąż z niej wychodzę. Moje życie upłynęło na budowaniu mentalnego słownictwa, aby je potem wizualizować w malarstwie. Każda odsłona z tych serii ma wspólny wątek, ma ukazać ukryty magiczny świat, który istnieje pod powierzchnią naszej codzienności”.

Mark Heine, Imminent, study, 30" X 36", oil on canvas, źródło: www.mheine.com

            Mark Heine urodził się w 1961 roku w Kanadzie. W wieku 9 lat, wraz z rodzicami przeniósł się do Kolumbii Brytyjskiej. Dorastał tam w środowisku artystycznym. Dzieciństwo spędził wędrując po ogromnym studiu magazynowym swego ojca, wokół którego gromadzili się rzeźbiarze, projektanci, architekci i rzemieślnicy, pracujący z gipsem, żywicą, betonem, włóknem szklanym, drewnem, witrażami, gobelinami, no i oczywiście z farbami i płótnem. Ojciec Marka, Harry Heine, oprócz tego, że był kolekcjonerem sztuki, był również jednym z najbardziej znanych kanadyjskich artystów, czego kulminacją był jego wybór do Królewskiego Towarzystwa Artystów Morskich w Anglii. Jest jedynym Kanadyjczykiem, który kiedykolwiek osiągnął ten zaszczyt. Dlatego młody Mark mógł od najmłodszych lat uczyć się od mistrzów malarstwa techniki malarskiej, panowania nad kolorem i kompozycją. Już w wieku 10 lat Mark wygrał pierwszy z kilku krajowych konkursów artystycznych. W 1979 roku, w wieku 18 lat, otrzymał stypendium artystyczne gubernatora Brytyjskiej Kolumbii. Cztery lata później ukończył z wyróżnieniem program sztuki użytkowej na Uniwersytecie Capilano. Z pędzlem w ręku założył własne studio i w ciągu 30 lat stał się jednym z najbardziej znanych artystów w Brytyjskiej Kolumbii.

Mark Heine, Envoy, 30" X 40", oil on canvas, źródło: www.mheine.com

            To, co zachwyca w obrazach Heinego to głęboko przemyślana kompozycja. Jego obrazy są jak kadry wyjęte ze snów, w których zjawiły się niebezpieczne, ale piękne syreny. Jego syreny są nie tylko przepiękne, ubrane w długie suknie, które korespondują z kolorem wody, ale są także ulotne, nieuchwytne. Czasem mają skrzydła i są podobne są do aniołów, wyznaczając tym samym granicę między światem realnym i tym niedostępnym dla zmysłów. Zaskakują też niektóre obrazy, bo syreny Heinego pokazują, że świat wodny nie jest ich naturalnym środowiskiem, jest raczej ich przekleństwem. Syreny pod powierzchnią wody przypominają raczej topielice, z bladą cerą i nieruchomą twarzą z otwartymi szeroko oczyma. Przechodząc w galerii, w której pokazywane były obrazy Marka Heinego z cyklu Syreny, miałem wrażenie, że w tle słyszę kogoś, kto dmie w wielką muszlę, dając sygnał o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

Mark Heine, Surface Tension, study, 24" X 30" oil on canvas, źródło: www.mheine.com

            Figura syreny w naszej kulturze jest niejednoznaczna, z jednej strony wabi ona swą urodą, pięknem głosu, z drugiej zaś jest drapieżna, zła i ma demoniczną dzikość zwierząt. Tak, jakby w syrenie zdeponowano to co piękne, powabne i pożądane i każdy kto chce dostąpić tej zniewalającej urody musi zapłacić za to ogromną cenę. Podobnie jak z ceną zmysłowości, tajemniczości, kiedy już po nią sięgamy, to zawsze płacimy jakąś ceną. Patrząc na obrazy syren Heinego mam wrażenie, że są one również symbolem dalekich podróży, tych pięknych, egzotycznych i niespodziewanych, ale też śmiertelnie groźnych. 

Mark Heine, The Memory of Stone, 30" X 40" oil on canvas, źródło: www.mheine.com

Ale z drugiej strony ich wizualizacja w obrazach ma chyba na celu oswojenie syren, bo to co pokazane i nazwane staje się też mniej niebezpieczne. Po wyjściu z galerii pomyślałem, że chyba jednak ta wodna panna z rybim ogonem, pół kobieta, pół ryba, posiadająca cudowny głos, nie jest chyba taka straszna, skoro stała się symbolem stolicy Polski. Warszawska syrenka, jest raczej dobrotliwa i przyjazna i przybiera raczej formę rusałki, tak jak w opowiadaniu Bolesława Leśmiana Majka.  To ta nasza, słowiańska syrena, trochę udomowiona i oswojona, Już nie taka groźna.


Zapraszam do wsłuchania podcastu na temat twórczości artysty:







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych