Pamiętam jak w szkole podstawowej, kiedy przyszło do czytania lektur, jednym z testów mających sprawdzić, czy faktycznie książka została przez nas przeczytana, było narysowanie jej głównych bohaterów. Traktowaliśmy to zadanie nadzwyczaj poważnie, komentowaliśmy potem na lekcji rysunki, nikt z nas nie zdawał sobie wtedy sprawy nad trudną relacją literatury i sztuk plastycznych, jakie to jest ważne.
Sean Layh, Antigone, Oil on board, 100 x 140 cm (39.4 x 55 “). 2022. Private collection, źródło: www.seanlayh.com |
Mi ten nawyk szkolny pozostał do dziś, ilekroć zaciekawi mnie jakieś opowiadanie czy książkę od razu wizualizuję sobie nie tylko głównych bohaterów, ale także sceny, zdarzenia z książki, wykonuję mnóstwo szkiców. Może też z tego powodu tak bardzo podoba mi się „Sąd ostateczny” Michała Anioła czy „Bitwa pod Grunwaldem” Jana Matejki. Wiem też, że wyjęcie kadrów zaszczepionych przez literaturę do naszej wyobraźni i przełożenie ich w wierny sposób na obraz jest jedną z najtrudniejszych rzeczy w sztuce, bo oprócz zdolności warsztatowych trzeba przed przystąpieniem do rysowania wypełnić wszystkie miejsca niedookreślone, tak, by nie zastanawiać się nad nimi już podczas malowania.
Sean Layh, The Arrival, Oil on board, 2013, źródło: www.seanlayh.com
Od lat z zainteresowaniem śledzę w sztuce ten silny związek literatury z malarstwem, dlatego kiedy na wystawie w Europejskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Barcelonie zobaczyłem obraz autorstwa nieznanego mi wówczas malarza australijskiego Seana Layh stanąłem przed nim jak wryty. Dawno już nie widziałem tak precyzyjnej ilustracji do Antygony Homera. Kiedy wróciłem do domu sprawdziłem dossier artystyczne młodego Australijczyka i od tego czasu z zainteresowaniem śledzę jego karierę artystyczną. Jego droga do wielkiej sztuki była nieco wyboista, choć symptomatyczna dla współczesności.
Sean Layh, Waterwall - revisited', A reinterpretation of an earlier 2013 artwork. Tinted charcoal, Conte, pastel on paper. 2020. Private collection, źródło: www.seanlayh.com |
Sean Layh urodził się w 1983 roku w Melbourne w Australii. Już w szkole średniej wiedział, że chce zostać artystą malarzem, w zasadzie poza rysowaniem niewiele go interesowało. Uczęszczał zatem na różnego rodzaju kółka plastyczne, w wieku szesnastu lat rozpoczął przygodę z malarstwem olejnym i kiedy przychodzi czas decyzji aplikuje do prestiżowej szkoły plastycznej w Melbourne. Niestety, zniechęcony porzuca ją po roku, gdyż szkoła jest kuźnią malarstwa awangardowego, nikt nie uczy tam ani kompozycji ani technik malarskich, które interesują młodego Seana.
Sean Layh, Rockfall, Dry media: tinted charcoal, conté and pastel on Lanaquerelle 640 gsm. Hot Pressed paper. Artwork dimensions 98 x 121 cm, źródło: www.seanlayh.com |
Zniechęcenie metodami nauczania powoduje, że młody artysta porzuca nie tylko szkołę, ale i tradycyjną sztukę, rysuje wyłącznie sporadycznie i to w środowisku digitalnym. W tym okresie czuje ogromny niedosyt i wielką tęsknotę za malowaniem, dlatego po wielu latach przerwy powraca do malarstwa eksperymentując od razu z dużymi formatami obrazów. Nad pierwszym obrazem, którego szkic zrobił jeszcze digitalnie, pracuje trzy lata, robiąc wiele studiów i prób. Obraz jest wizualizacją wojny Trojańskiej, którą opisywał Homer w Iliadzie i ukazuje rozbity wrak morski Odyseusza, kiedy fale wyrzucają go na brzeg wyspy Scherii, wrak tratwy w obrazie Seana Laya jest plądrowany na wyspie przez stado małp.
Sean Layh, The Wreck, Oil on board 2015-2018. Private
collection, źródło: www.seanlayh.com |
Nie tylko obraz, ale i szkice do niego budzą tak wielkie zainteresowanie, że artysta sprzedaje z powodzeniem szkice i studia do obrazu. Finalna kompozycja obrazu jest wiele razy przemalowywana. Po trzech latach obraz jest skończony i z całą pewnością można dziś stwierdzić, że nawet jego fragmenty mogą stanowić odrębne obrazy. Po prostu zachwyca. Od tego czasu australijski malarz zostaje pełnoetatowym artystą. Sean Layh tworzy wysoce narracyjne serie wielkoformatowych obrazów, które poruszają tematy przemian, poszukiwań i straty. Sięga przy tym do literatury wyciągając z niej znane toposy. Mi osobiście podobają się najbardziej obrazy osadzone wokół burzliwych krajobrazów morskich. Jego obraz „Farewell the Trumpets” jest , według mnie, najlepszą wizualizacją śmiertelnej w skutkach pychy Ikara.
Sean Layh, Farewell the Trumpets, After the fall of Icarus. 2022. Oil on board. 152 cm x 114 cm, źródło: www.seanlayh.com |
Ten obraz zdobył zasłużenie w tym roku nagrodę Exceptional Merit w 25. międzynarodowym konkursie Portrait Society of America. W zasadzie każdy obraz australijskiego malarza jest tak wysoce narracyjny, że można przed nim spędzić długie chwile. Jak choćby przed obrazem przedstawiającym tragiczne życia Edypa, kiedy już oślepiony przybywa do Kolonos w Attyce ze swoimi córkami Antygoną i Ismeną. Edyp, oślepiony, sponiewierany wygłasza na brzegu morza przemówienie pokazując jednocześnie blizny po walce z ojcem. Podobnie i tu, obraz jest jedną z najlepszych ilustracji jaką widziałem do tej tragicznej historii.
Sean Layh, Oedipus at Colonus, 2023 (169 x 114 cm), Oil on board, źródło: www.seanlayh.com |
Niektóre obrazy australijskiego malarza, oprócz podziwu potrafią też nieźle zaskoczyć. Tak jest w przypadku Antygony, którą przedstawia artysta nie tyle w zamkniętej pieczarze, co w opuszczonej galerii sztuki. Obraz jest doskonale skonstruowany, każdy detal głęboko przemyślany, nie dziwi fakt, że artysta pracował nad nim wiele miesięcy. Sean Layh w jednym z wywiadów zdradza, jak w jego przypadku działa algorytm budowania kompozycji malarskiej. Jeżeli poruszy go jakaś historia literacka, czyta ją wielokrotnie i uważnie, zastanawia się, dopiero potem do fragmentu tekstu wykonuje ogromną ilość szkiców, tak jakby mierzył się z tym, na ile uda się przełożyć własne wyobrażenie na rysunek. Zwyczajowo wyznacza też wtedy gamę kolorów, których stara się używać w obrazie.
Sean Layh, All Things Made New, Oil on board, 169 x 114 cm. 2021. Private collection, źródło: www.seanlayh.com |
Przez cały czas malowania ma przy sobie wybrany próbnik kolorów, jak ściągę, starając się nie wychodzić poza wcześniej obraną paletę chromatyczną. Dopiero, kiedy jest dopracowany każdy szczegół rozpoczyna pracę na wielkim formacie. Ten zresztą jest też przekleństwem malarza, bo duży format jest trudny potem do sprzedania, bo jest wyjątkowo wymagający przy ekspozycji. Z drugiej zaś strony, znając staranności i drobiazgowość australijskiego artysty wiemy dobrze, że nie jest on w stanie namalować więcej niż dwa obrazy rocznie, a te, jak pokazują dotychczasowe dokonania, na pewno znajdą nabywców. Na koniec warto zauważyć, że Sean Layh pracując na antypodach jest faktycznie jak samotna wyspa, bo scena artystyczna Australii nie sprzyja tego rodzaju sztuce, nie jest nią zbytnio zainteresowana.
Sean Layh, The Last Days of the Emperor, Tinted Charcoal, Conte and pastel. 2020. Private collection, źródło: www.seanlayh.com |
Jego mocno narracyjne prace, w których malarz przekłada literaturę na obraz tchną jakąś nostalgią za czasami, które już przeminęły. Swoją drogą, jestem bardzo ciekawy, co by powiedział Sofokles czy Homer widząc obrazy Australijczyka.
Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości artysty:
Komentarze
Prześlij komentarz