Przejdź do głównej zawartości

Łowca światła. Timothy Rees

 

Leon Wyczółkowski pod koniec XIX wieku wyjeżdża na Ukrainę szukając tam odpowiednich pejzaży do swoich obrazów. W plener wychodzi jeszcze przed świtem, w słomkowym kapeluszu, z kasetami farb i ołówkami szukając miejsc, w których rozegra się świetlny spektakl wschodu słońca. Stojąc w zimnych wodach w zakolach rzek, patrzy wprost we wschodzące słońce. Nie baczy na jasne, kłujące w oczy promienie, zapamiętuje refleksy odbite na wodzie, notuje je, poza malowaniem nie liczy się nic, ani zdrowie, ani niewygody. Ten sposób pracy niemal doprowadza go do utraty wzroku. Długotrwałe wpatrywanie się w słońce sprawia, że Wyczółkowski z czasem zapada na chorobę zwaną makulopatią słoneczną. O ile jednorazowa ekspozycja oka na słońce nie jest groźna i uciążliwa, o tyle ciągłe wpatrywanie się w jaskrawe promienie słoneczne wywołuje objawy i zmiany chorobowe związane z fototoksycznością nadmiaru światła. Do dziś pozostaje jednak tajemnicą, na ile finalne zastosowanie jaskrawej palety w obrazach Wyczółkowskiego było wynikiem jego świadomych wyborów, a na ile spowodowane było właśnie chorobą. 

Timothy Rees, Golden Hour. 16x20 Inches. Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

Wedle współczesnej literatury okulistycznej efektem ubocznym makulopatii słonecznej jest słabe rozpoznawanie barwy niebieskiej i przesunięcie widma widzialnego w kierunku czerwieni. Uporczywe wpatrywanie się w słońce powoduje przekrwienie się i degenerację plamki żółtej, efektem czego jest widzenie przedmiotów wyseparowanych z koloru niebieskiego i tzw. żarzenie się barw. Być może, uszkodzenie siatkówki oka Wyczółkowskiego trwale zmieniło jego postrzeganie barw i stało się powodem porzucenia malarstwa na rzecz monochromatycznej grafiki? Trudno dziś to jednoznacznie ustalić, ale jedno jest pewne, Wyczółkowski, jak i całe rzesze malarzy zafascynowani byli ideą światła, sądzili, że światło jest fundamentem dobrego malarstwa i stanowi jego siłę. Dlatego ilekroć spotykam malarzy, którzy szukają czegoś bardziej ogólnego niźli tylko ujęcia wrażenia barw, to przyglądam się im z ogromnym zainteresowaniem. 

Timothy Rees, Calming Embrace 12x9 inches. Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

Tak też trafiłem na współczesnego amerykańskiego malarza Timoth’ego Reesa. W jego malarstwie ujęło mnie to, że nie tyle stara się on oddawać w obrazach barwy obserwowanych przedmiotów, co raczej poszukuje syntezy światła, jakiejś prawdy obiektywnej o nim. Nie jest to bierne rejestrowanie wizualne natury o wschodzie czy zachodzie słońca, lecz raczej próba zapisu tego, co sam malarz na temat natury myśli, jak chce ją widzieć, jak ją sobie wyobraża. Ma to oczywiście silny związek z obserwacją przedmiotów i zdarzeń, jednak tego rodzaju ogląd natury jest tylko podpowiedzią w skonstruowaniu takiej palety barwnej, która by zadośćuczyniła wydobyciu z wyobraźni kompozycji malarskich. Dlatego jest częściowo prawdziwe stwierdzenie, że taki świat, który przedstawia Rees, po prostu nie istnieje, bo świat ukazany w jego obrazach jest kliszą wyobraźni artysty, jest odbiciem jego marzeń, wizji i miłości do przyrody, do światła. 

Timothy Rees, The Explorer. 20x16 Inches. Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

W jego pracach widać świadomość luminizmu, bo artysta nie boi się mierzyć z ostrym słońcem, wręcz szuka kulminacyjnych momentów świetlnych o wschodzie i zachodzie słońca, mierzy się i mocuje ze światłem, prowadzi z nim za pomocą pędzla dialog. W jego obrazach widać ogromną żywiołowość i niemal zachłanność na wrażenia barwne. Z jednej strony możemy dostrzec tu geniusz twórczy, który w skrótowej formie potrafił zamknąć w jaskrawej palecie ulotne wrażenie chwili, z drugiej zaś doskonałe panowanie nad techniką.

Timothy Rees, Respite. 11x14 Inches. Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

            Timothy Rees urodził się w 1985 roku w Stanach Zjednoczonych. Dorastał w Arizonie, od czasów młodości interesowała go sztuka, po szkole średniej zaczął studiować animację w Collins College, ale szkoła go rozczarowała, bo studenci pracowali tam wyłącznie w środowisku komputerowym, po prostu nie było tam tego, czego szukał, bo interesowały go bardziej tradycyjne metody rysowania niż praca przy tablecie. Nieco zniechęcony młody Timothy podjął studia medyczne, jednak po jakimś czasie pragnienie tworzenia sztuki wróciło. Dlatego też Timothy Rees malował z małą grupą artystów w centrum Scottsdale w ciągu dnia, a jednocześnie pracował na nocnej zmianie w szpitalu. Wtedy ktoś opowiedział mu o Akademii Palette and Chisel w Chicago, która za niewielką opłatą członkowską zapewniała dostęp do modeli i była prawdziwą szkoła malarstwa w dawnym stylu.

Timothy Rees, Embrace. 20x20 Inches. Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

 Rees porzucił medycynę i przeprowadził się do Chicago w 2009 roku, aby uczyć się w Palette and Chisel Academy, którą opisuje dziś raczej jako klub, do którego przychodzili ludzie o wszystkich poziomach umiejętności, po to, aby ćwiczyć malarstwo w stylu alla prima. W tym miejscu Reesowi często przeszkadzało słabe oświetlenie, zatłoczone sale, gwar, brak możliwości skupienia się. Jednak pomimo tych trudności pracował całymi dniami, już po półtora roku akademia zatrudniła go jako instruktora rysunku i malarstwa. Ale w 2012 roku artysta przeniósł się do Scottsdale, gdzie stworzył i prowadził program sztuki klasycznej dla Scottsdale Artist School. W 2017 roku otworzył własne atelier, w którym uczyło się pod jego okiem od 10 do 15 praktykantów. 

Timothy Rees, Overcast. 14x11 inches, Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

W 2020 roku przeniósł się do Iowa, gdzie maluje w swoim studio w centrum miasta. W ciągu ostatniej dekady jego  prace pojawiły się w licznych publikacjach, takich jak Fine Art Connoisseur, International Artist, Southwest Art i American Art Collector. Zdobył wiele nagród, w tym pierwsze miejsce w konkursie Portrait Society of America's Members only Competition, nagrodę Art Renewal Center's Gallery Award, nagrodę FASO's Bold Brush oraz People's Choice Award w SAS Beaux Arts Show i P&C Gold medal show.

Timothy Rees, Waiting. 41x43 Inches. Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

            Timothy Rees maluje w różnych technikach, ale najbardziej znany jest ze swoich obrazów kobiet i dzieci w plenerze. Sam artysta przyznaje, że  najważniejszą rzeczą w jego obrazach jest światło, dlatego też wybiera plenery w określonych porach dnia, tzw. granicznych, albo o świcie albo o zmierzchu. Warte odnotowania jest też to, że Rees malarstwem zajął się tak naprawdę późno i z jednego powodu, artysta przyznaje, że istniała w min jakaś osobliwa niezdolność do opisania emocji, do zamknięcia w słowach piękna świata, za to odkrył z czasem, że jest to możliwe do zakomunikowania w malarstwie. 

Timothy Rees, The Bribe. 58x48" Oil On Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

Tak o tym mówi: „Moje obrazy tworzy nowy świat, który nigdy nie mógłby powstać. Często jest to świat piękna, który rezonuje z moją wyobraźnią. Ucząc w swojej szkole często spotykam ludzi, którzy zdecydowali się na malarstwo w późniejszym okresie życia. I wtedy, wraz z wiekiem, przychodzi doświadczenie, że dopiero w malarstwie można coś zakomunikować, coś co było niemożliwe w słowach, czy za pomocą nauki. Ci studenci chcą opowiedzieć w obrazie jakąś własną historię, ale nie mają technicznych możliwości, aby to precyzyjnie zrobić. Towarzyszy im osobliwe poczucie, że poziom umiejętności jest daleko poza tym, co mogliby kiedykolwiek mieć nadzieję osiągnąć. Często więc porzucają naukę, najczęściej mówiąc: nie urodziłem się z talentem, włożyłem w praktyki tyle godzin i nie widzę efektu, gdybym zaczął szybciej studiować, to może wtedy... 

Timothy Rees, The Things We Have With Us When... 24x40. Oil on Linen Panel, źródło: www.reesfineart.com

Wszystkie te warianty oddalają studentów od tego, co postrzegają jako "nieosiągalny cel bycia profesjonalnym artystą". Ale często w tym momencie, gdy student poddaje się, to paradoksalnie robi pierwszy krok w kierunku samospełniającej się przepowiedni. Przypominam wtedy moim studentom, że chociaż sztuka zawsze była w kręgu moich zainteresowań, to w żadnym wypadku nie była moim zawodem, bo jestem lekarzem, przypominam im, że maluję od niedawna, nie mam wykształcenia w tym kierunku, bo nie skończyłem akademii, że długo żonglowałem między rodziną i pracą na pełen etat, i że nigdy nie mogłem sobie pozwolić na pójście do akademii. Kiedy zdecydujemy się porzucić myśl, że zostanie malarzem wiąże się z jakimś mistycyzmem, wtedy można zrobić pierwszy krok. Moja kariera malarska zaczęła się od jednego założenia: są dziś bardzo zdolni artyści, a skoro oni nauczyli się jak to robić, to ja też przecież mogę, tylko potrzebuję nauki, cierpliwości i wytrwałości. Róbcie to, co ja zrobiłem, wziąłem książki z opisami, wykonywałem cierpliwie wszystko, co w nich opisano, aż do momentu, gdy pod względem technicznym można było namalować obraz bez nich, a następnie zacząłem sam malować, wymyślać nowe rzeczy. Nie ukrywam tego, że korzystam z filarów edukacji artystycznej w atelier wypracowanych w latach od lat 1500 do 1800: Chcesz się nauczyć rysować i malować? Kopiuj mistrzów. Kiedy zaczynasz uczyć się, jak każda "sztuczka" pędzlem jest wykonywana, zaczynasz odkrywać magię. To był fundament mojej edukacji artystycznej.”

Timothy Rees, NIGHTFALL, 2022. Oil on Linen 35 x 21 in, źródło: www.reesfineart.com

            Patrząc na obrazy Timothe’ego Reesa aż trudno uwierzyć, że doszedł on sam do takiego poziomu mistrzowskiego. Ale jak sam przyznaje, jest niezwykle uparty zarówno w życiu, jak i również w sztuce. Na jego obrazy, zwłaszcza te, które przedstawiają postacie na tle zachodzącego słońca mogę patrzyć godzinami. Jest w nich jakaś magia i wyczarowane piękno. Nawet jeżeli taki świat istnieje wyłącznie w wyobraźni artysty, to warto go podejrzeć. Może potem stanie się częścią naszych snów?


Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości artysty:




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych