Przejdź do głównej zawartości

Żongler z pędzlem w dłoni. Jeremy Lipking

 

Powszechnie uważa się, że niezależnie od wieku, należy trenować swój umysł. Wśród polecanych zajęć wymienia się najczęściej rozwiązywanie szarad i łamigłówek, uczenie się języków obcych, prowadzenie dziennika czy też czytanie literatury. Wszystkie zalecane czynności niewątpliwie aktywują nasz mózg do pracy. Wśród zalecanych czynności składających się na tzw. „siłownię umysłową” zaleca się również ...żonglowanie.

Jeremy Lipking, Adrift - Oil on Canvas - 40 x 40, źródło: www.lipking.com 

 Bo trening mózgu za pomocą żonglowania jest równie ważny, bo wymusza na umyśle zwiększenie koncentracji oraz synchronizacji prawej i lewej półkuli mózgu, co w efekcie prowadzi do zwiększenia aktywności mózgu poprzez wytwarzanie neurotrofin, które stymulują wzrost komórek nerwowych. Ponadto żonglowanie, zdaniem psychologów, poprawia koordynację wzrokowo-ruchową, ćwiczy refleks, wyczucie rytmu i równowagi, uczy cierpliwości, poszerza pole widzenia i pomaga utrzymać prawidłową postawę ciała. Same korzyści. 

Jeremy Lipking, Golden Woodland - Oil on Canvas - 20 x 16, źródło: www.lipking.com

Ale pomimo tego rodzaju zachęt mało kto potrafi dziś żonglować, bo każdy kto tego choćby raz spróbował, wie doskonale jak trudna jest to sztuka. Sam niejednokrotnie studiowałem schematy graficzne poprawnej żonglerki, jednak gdy przychodziło do ćwiczeń praktycznych, każda z podrzucanych piłeczek żyła własnym życiem, wymykała się z rąk. Kiedy przeczytałem wywiad ze współczesnym malarzem amerykańskim Jeremy Lipkingiem, który porównał malarstwo właśnie do trudnej sztuki żonglowania, stwierdziłem, że jest w tym wiele prawdy. Bo według amerykańskiego artysty wystarczy, że jeden element w procesie twórczym zostanie pozbawiony równowagi a wtedy całość, po prostu, spada, przestaje wirować.

Jeremy Lipking, Twilight Trail - Oil on Canvas - 40 x 24, źródło: www.lipking.com 

 Patrząc na jego malarstwo trzeba mu przyznać rację, bo rzadko pojawia się artysta tak wszechstronny, który nie tylko potrafi dostrzec delikatne niuanse piękna w otaczającym nas świecie, ale także posiada umiejętność precyzyjnego przełożenia tych wizji na płótno. Co więcej, jego styl jest niezwykle naturalny, niewyszukany, pozbawiony efekciarskich zabiegów, tak, jakby żonglerka malarska przychodziła mu naturalnie i spontanicznie.

 

Jeremy Lipking, Silence and Sagebrush - Oil on Canvas - 58 x 36, źródło: www.lipking.com

            Jeremy Lipking urodził się w 1975 roku w Stanach Zjednoczonych. Jego ojciec Ronald był cenionym i znanym ilustratorem, dlatego też, Jeremy dorastał w tętniącej życiem społeczności artystycznej Los Angeles i spędzał wiele godzin obserwując pracę ojca. Będąc już w liceum wiedział, że chce w przyszłości pracować w obrębie sztuki, jednak widząc u siebie zdolności muzyczne, bo grał bardzo dobrze na gitarze, nie był pewny, czy wybrać drogę muzyka czy malarza. Do dziś artysta potrafi wziąć do ręki praktycznie każdy instrument strunowy i wykonać poprawnie utwór „ze słuchu”. I tak będąc w rozterce nie ukończył ani jednej klasy artystycznej w szkole średniej i dopiero w 1997 roku zapisał się do California Art Institute w Westlake Village. 

Jeremy Lipking, The Turning - Oil on Canvas - 30 x 40, źródło: www.lipking.com

Niewiele później, w wieku 25 lat, zaledwie rok po rozpoczęciu profesjonalnej kariery, Lipking zdobył główną nagrodę na dorocznej wystawie California Art Club obrazem „Shady Grove”. Wkrótce potem prestiżowa nowojorska Arcadia Gallery zaczęła sprzedawać z powodzeniem jego prace, Co tak bardzo zachwyciło licznych odbiorców jego sztuki? Oprócz magnetyzującego piękna kobiecych postaci Lipkinga i ich naturalnych scenerii, malarz doskonale balansował pomiędzy precyzyjnym i szczegółowym oddaniem detalu, niemal fotograficznym, a jednak uchwyconym o wiele bardziej eterycznie, emocjonalnie. A to sprawia, że malarstwo Lipkinga jest wysoce sugestywne, z widocznymi pociągnięciami pędzla i miękko wtopionymi krawędziami, które nadają kompozycji przekonującą naturalność. Jak sam artysta przyznaje, osiągnięcie takiego poziomu warsztatowego wymagało niezliczonych godzin studiów, praktyki i pracy. A przede wszystkim ogromnej cierpliwości i pokory.

Jeremy Lipking, Untitled, Oil on Canvas - 16 x 20, źródło: www.lipking.com

 Dziś artysta mieszka w Calabasas w Kalifornii ze swoją żoną i muzą, Danielle, oraz ich piątką dzieci. Muzyczne ucho artysty i głęboka otwartość na wszystkie zmysły z pewnością przyczyniły się do złożoności wizualnej jego sztuki. Artysta przyznaje, że okres młodości miał ogromny wpływ na kształtowanie się jego obecnej postawy artystycznej. Z sentymentem wspomina lata spędzone przez jego rodzinę we wschodnim Sierra, gdzie obserwował ojca malującego na świeżym powietrzu w górach. Doskonale pamięta, jak spędzał całe dnie z ojcem, biegając po pagórkach, pluskając się w strumieniach, wspinając się na granitowe skały i łowiąc ryby. 

Jeremy Lipking, The Last Light Eastern Sierra - Oil on Canvas - 12 x 16, źródło: www.lipking.com

Przy okazji obserwował sposób, w jaki rosną korzenie drzew, jakie kształty mają liście, jak zmienia się ich kolor, kiedy patrzymy przez nie na słońce, w jaki sposób odbijają się w wodzie rzeki chmury. Lipking przyznaje, że „wszystkie te doświadczenia miały głęboki wpływ na mój podziw dla natury, a także dały mi bogatą perspektywę na życie, której mógłbym nie mieć dorastając tylko w środowisku miejskim”. Przyglądając się sztuce Lipkinga warto zwrócić uwagę, że zanim artysta zwrócił się ku sztuce figuratywnej, malował wyłącznie pejzaże, zwykle w akwarelach, czyli medium łatwym do przenoszenia podczas pieszych wycieczek. 

Jeremy Lipking, Reclining in White - Oil on Canvas - 30 x 40, źródło: www.lipking.com 

W swych pejzażach potrafił utrzymać delikatną równowagę i to odróżnia jego prace od twardego realizmu, bo Lipking zręcznie naśladując sposób, w jaki ludzkie oko widzi świat, przede wszystkim starannie wybierał interesujący go obiekt i stawiał go w centrum uwagi, jednocześnie dbając, by jego otoczenie było lekko rozmyte - zasadniczo jest to połączenie realizmu i impresjonizmu. Dopiero potem artysta wprowadza do swoich prac postać, łącząc ją misternie z tłem pejzażu. Artysta w każdym obrazie operuje miękkimi, rozmywającymi się krawędziami, subtelnymi zmianami kolorów, prowadzi grę świateł i cieni. W moim przekonaniu, za sukcesem jego prac stoi niezwykła szczerość wypowiedzi artysty. Sam przyznaje, że jego prace dotyczą wyłącznie momentu, którego sam doświadczył: czyli ciepłego światła, które przykuwa jego uwagę pod koniec dnia, światła znikającego z góry i kontrastującego z chłodnymi cieniami, rozproszonego światła padającego przez drzewa na zieloną trawę lub na skórę kobiety.

Jeremy Lipking, Untitled, 20x16 inches, Oil on linen, 2022, źródło: www.lipking.com

 Artysta wyznaje: „Obraz jest kompletny, gdy czuję, że uchwyciłem ten szczególny aspekt, który zobaczyłem lub poczułem w tamtej chwili. Nigdy nie maluję tego, czego sam nie doświadczyłem." Dodatkowo przyznaje, że według niego, w większości XX wieku realizm był błędnie rozumiany jako sztuka imitacji. W rzeczywistości, malarstwo figuratywne jest potężną siłą twórczą, które nie ma nic wspólnego z bezrozumną imitacją. Ale faktycznie bywa i tak, że wielu odbiorców jego sztuki w pierwszym kontakcie z obrazami przyciąga myśl, że jego obrazy wygląda jak fotografie. W rzeczywistości wizja Lipkinga jest przeciwieństwem tego, co robi aparat fotograficzny. Fotografia ma tendencję do spłaszczania obrazu, redukując wszystkie relacje koloru i cienia do sztywnej matrycy chromatycznej. 

Jeremy Lipking, Untitled, źródło: www.lipking.com

Zaś umiejętność Lipkinga polega na jego zdolności do wnikania w głąb obiektu, wydobywania z niego detali, często czysto fikcyjnych, których nie jest w stanie uwiecznić fotografia. Być może dlatego portrety jego pędzla znajdują wśród odbiorców takie uznanie. Artysta sam przyznaje, że spędza wiele godzin na zwykłej obserwacji ludzkich twarzy, szuka jakiegoś wyróżniającego szczegółu, gestu, grymasu. Dzięki bardzo wrażliwemu oku artysta dostrzega niuanse wartości i odcieni, których aparat fotograficzny i większość ludzi nigdy nie zobaczy. Co więcej, jest on w stanie przełożyć swoją wysoce zniuansowaną wizję na obraz malarski. Dlatego prawdziwym tematem Lipkinga jest swoista baśniowość, artysta ma, po prostu, zdolność do generowania fikcji. Wystarczy przyjrzeć się jak pracuje. Lipking zaczyna swoje obrazy w zaskakująco luźny sposób, wykonuje pierwsze podmalówki, aby znaleźć skalę i proporcje przedmiotu. 

Jeremy Lipking, Untitled, źródło: www.lipking.com

Potem nakłada szeroki podkład kolorystyczny, aby uchwycić pożądany odcień. Zdarza się, że artysta maluje z pamięci, nie korzystając ani z pleneru, ani z fotografii. Sam przyznaje, że taka metoda jest bardzo trudna i rzadko ją stosuje.  Dlatego też najchętniej maluje w plenerze, najbardziej lubi malować o zmierzchu albo o świcie, ale to są krótkie momenty, ponadto każdy zmierzch daje inną paletę barw, nie ma dwu takich samych zachodów słońca. Dlatego w pracy musi być bardzo skoncentrowany i uważny, tak, by uchwycić barwny spektakl i przenieść go na płótno. Ale cała magia obrazu pojawia się w wykończeniu. Wtedy to tworzy małe studia zanim zacznie malować właściwą kompozycję, tak by przetestować wizualnie finalny obraz. W miarę postępu prac, Lipking stopniowo dopracowuje każdy obszar, regulując relacje kolorystyczne i dodając delikatne akcenty, często wyprowadzając je nie tyle z obserwacji, co wyłącznie z wyobraźni. 

Jeremy Lipking, Untitled, źródło: www.lipking.com

Doprowadza pewne formy do ostrego jak brzytwa poziomu wykończenia. Inne fragmenty pozostają niejasne i nieokreślone. W tej grze ostrości i luzu, obraz dosłownie otwiera się i to właśnie sprawia, że jego sztuka ma taką siłę oddziaływania. Ale, by zapanować nad wszystkimi poziomami tak rozumianego malarstwa, trzeba być jak sprawny żongler, bo wystarczy, że jeden element zostanie pozbawiony równowagi i uwagi, a wtedy całość, po prostu, przestaje wirować, obraz wtedy staje się płaski i pospolity. 

 Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości artysty:



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych