Przejdź do głównej zawartości

Sztuka jako terapia. Martin Llamedo.


Spędziłem długie godziny na studiowaniu, jak budował swoje obrazy Michał Anioł, Leonardo da Vinci, Rembrand czy Vermeer. Bywało, że patrzyłem na jeden obraz godzinami. Jedyne co uzyskałem z tego rodzaju obserwacji to przekonanie, że świat w malarstwie można opisać na nieskończenie wiele sposobów, nie istnieje jeden uniwersalny klucz do ukazania tego, co wyjęte z wyobraźni artystów. Im więcej obrazów dokładam do mojej pamięci ikonicznej, tym bardziej jestem przekonany, że za każdym z nich jest skryta jakaś tajemnica. 

Martin Llamedo, CROSSROADS, 150 x 150 cm, oil on canvas, źródło: www.martinllamedo.com

Nie jest ją łatwo rozwikłać, wiem natomiast, że razi mnie i zniechęca malarstwo, w którym nie potrafię odnaleźć intencji autora, nie potrafię złapać nici porozumienia, kładki łączącej moją wyobraźnię z tym, na co patrzę. Tak jak w życiu, kiedy spotykamy nowo poznaną osobę i mamy wrażenie, że pomimo tego, że mówimy tym samym językiem, jesteśmy w podobnym wieku, to nie potrafimy nawiązać porozumienia. Dlatego od lat w malarstwie poszukuję wytrwale obrazów, w których odnajduję choćby cienką nić Ariadny, która prowadzi mnie przez labirynt kompozycji, ukazuje skrywane tajemnice. Tak też było, kiedy pierwszy raz zobaczyłem w galerii obrazy współczesnego argentyńskiego malarza Martina Llamedo. 

Martin Llamedo, THE BANQUET, 150 x 150 cm, Mixed media on canvas - Hand embellished, źródło: www.martinllamedo.com

Patrząc na jego malarstwo przeczuwałem, że podobnie jak Wagner w muzyce, argentyński malarz chce w malarstwie uzyskać jakąś osobliwą syntezę sztuk. Kiedy przeczytałem jego biografię, okazało się, że trafnie zdiagnozowałem jego malarstwo. Martin Llamedo od najmłodszych lat studiował zarówno rysunek, malarstwo, ale także rzeźbę, ceramikę, muzykę, scenografię i dekoratorstwo. Jak sam przyznaje, studia z zakresu wielu technik plastycznych, jak również studia muzyczne, sprawiły, że z łatwością wypowiada się w malarstwie. Ponadto, powodem, dla którego maluje jest to, że w sztuce może mieć pełną kontrolę nad dziełem, w odróżnieniu od życia, które jest często nieprzewidywalne i wymyka się naszej kontroli. 

Martin Llamedo, The Seeding / Sembradora. Oil on linen. 200 x 140 cm, źródło: www.martinllamedo.com

Z tego też powodu artysta uważa, że, przynajmniej w jego przypadku, malowanie jest formą terapii, bo gdy oddaje się pracy, wszystkie inne sprawy odchodzą na drugi plan, pozostaje sam na sam ze sztuką. Tak o tym wspomina: „Z mojego doświadczenia wynika, że przeżywanie tego, co się maluje, jest stanem najbardziej autentycznym. Trzeba wtedy istnieć w co najmniej dwóch prędkościach, dwóch wersjach siebie. Dociera do mnie, że w malarstwie mogę stworzyć świat, który mógłby nigdy nie powstać. Ten świat nie zawiera prawd ani pewników, ale raczej doznania i smaki”. I tak patrząc na jego obrazy, mam wrażenie, że są one osobliwą synkopą w życiu, pauzą, przerywają to, co nas otacza, są jakby zawieszone w czasie, opowiadają jakąś tajemniczą historię. W obrazach Llamedo panuje zupełna cisza. Widzimy w nich idealne pod względem urody kobiety, być może przez to wydają się być odczłowieczone. 

. Martin Llamedo,  The letter. Oil on canvas, 55 x 51 in, źródło: www.martinllamedo.com

Ta sterylna uroda, podkreślona przez jasne światło sprawia, że kobiety z ram patrzą na nas w nienaturalny sposób, przypominają raczej klonowane postacie humanoidalne, a nie realne kobiety. Może wynika to z tego, że artysta, jak sam przyznaje, jest zafascynowany koncepcją alchemii i dlatego często tworzy prace, które przedstawiają lub odnoszą się do przesunięcia między tym, co materialne i niematerialne. Argentyński malarz w jednym z wywiadów przyznaje, że nie tylko tworzenie sztuki, ale i obcowanie z nią, jest dziś czymś luksusowym, bo w dobie kultu natychmiastowości i ciągłej zmienności sztuka zatrzymuje nas, nie da się z nią obcować pośpiesznie, powierzchownie. Patrząc na jego obrazy, trzeba przyznać artyście rację, bo każda z jego kompozycji domaga się uważnego studiowania, powolnego odkrywania, zwracania uwagi na każdy detal. 

Martin Llamedo, The Veil. Oil on linen, 140 x 112 cm, źródło: www.martinllamedo.com

Tak też pracuje Martin Llamedo, z ogromną dozą cierpliwości konstruuje każdy obraz, zarówno pod względem warsztatowym, kiedy to nadaje kształt przedmiotom, ale także pod względem ogólnej kompozycji. Wszystko jest przemyślane. Każda obraz to osobna, dobrze zaplanowana odsłona, opowiadana wizualnie historia, w której aż tętni od użytych symboli. Artysta pytany o to, kiedy zdecydował, że zostanie malarzem odpowiada w ten sposób: „Pamiętam dokładnie pewną historię z mojego dzieciństwa. Miałem cztery lub pięć lat. Pamiętam, że przyjaciel, który bywał niestety w zabawie dość agresywny, zamknął mnie kiedyś w starej szafie, którą miał w swoim domu. Szafa była stara i pełna dziur, było w niej też sporo rzeczy. Pamiętam, że jak byłem zamknięty, rozglądałem się i znalazłem na dnie szafy kolorowe kredki, w ciemności przez dziury w rozbitej szafie prześwitywały promienie światła oświetlając punktowo tył szafy. Zacząłem rysować na jednej ze ścian tego ciemnego więzienia, tam, gdzie świeciło akurat światło. Pamiętam, że kiedy kończyłem rysować i stawiałem ostatnią kreskę, ktoś mnie uwolnił, otworzył drzwi szafy. Było to dla mnie jak olśnienie, wolność przychodzi tylko przez sztukę. Kim innym mogłem zostać w życiu jak nie malarzem? 

Martin Llamedo, La Restauradora/ The Restorer. Oil on Linen. 120 x 112 cm, źródło: www.martinllamedo.com

Potem, kiedy miałem sześć lat, poszedłem z babcią na pierwsze lekcje rysunku. A w wieku ośmiu lat zacząłem robić rzeźby w glinie i kontynuowałem naukę przez kolejne dziewięć lat. W tym czasie chodziłem też patrzeć jak moja siostra ćwiczy taniec, zachwycałem się widząc, jak ci ludzie unoszą się w powietrzu w tańcu. Następnie uczyłem się klasycznej gry na gitarze, temu zawdzięczam dziś poczucie dyscypliny, które jest tak potrzebne w moim malarstwie”. Do tego wszechstronnego studiowania sztuk wszelakich Martin Llamado sporo podróżuje, aby pomagać w seminariach i konferencjach dotyczących teorii sztuki. 

Martin Llamedo, La dama de negro. Oil on canvas, 140 x 112 cm, źródło: www.martinllamedo.com

Martin Llamedo jest artystą niezwykle subtelnym, przywiązującym dużą wagę do szczegółów, zarówno we wstępnym planowaniu, jak i w samym wykonaniu dzieła. Jest też wszechstronny w sztuce, ponieważ ma doświadczenie w pracy z rzeźbą, muzyką i budowaniem scenografii w przedstawieniach teatralnych, a także posiada tytuł magistra Narodowego Uniwersytetu Sztuki w Buenos Aires w Argentynie w zakresie teorii malarstwa. 

Martin Llamedo, La Navegante. Oil on linen, 80 x 48 cm, źródło: www.martinllamedo.com


Martin Llamedo,  El umbral, Oil on linen,140 cm. x 112 cm, źródło: www.martinllamedo.com

Artysta przyznaje, że uprawianie malarstwa jest dla niego w życiu luksusem, czymś wyjątkowym. Tak o tym mówi: „Jako dorośli, gorączkowo pędzimy, czy to w pracy, czy nawet podczas wakacyjnych podróży, a nawet w dniu naszego ślubu. A proces malowania wymaga absolutnego zwolnienia i  skupienia na delektowaniu się chwilą a także na docenianiu wszystkich jej nieuchronnych możliwości”. 

Martin Llamedo, Untitled, oil in canvas, źródło: www.martinllamedo.com


Patrząc na obrazy pędzla Martina Llamado mamy możliwość obcowania z artystą, którego można określić mianem utopijnego perfekcjonisty. Jego obrazy próbują syntetyzować zarówno teatr, muzykę, malarstwo i literaturę. Mam świadomość tego, że ten natłok wątków w jego obrazach nie wszystkim może się podobać, ja jednak, patrząc na obrazy argentyńskiego malarza, widzę w nich zuchwałość artystyczną, pewnego rodzaju zachłanność poznawczą, z której rodzi się prawdziwa sztuka. Mi, po prostu, te obrazy podobają się, głownie przez swą wielowarstwowość, bo nie są jednoznaczne. Tak jak życie.

Zapraszam do wysłuchania podcastu poświęconego twórczości artysty:

 


I na koniec tradycyjna gorąca prośba. Jeżeli ktokolwiek z Was widzi sens moje pracy i chciałby, choćby symbolicznie, wesprzeć Kronikę Konika wystarczy, że założy konto na portalu Patronite: https://patronite.pl/kronikakonika.pl

tam może w sposób niezwykle prosty wesprzeć moją działalności. Ewentualna życzliwość zaczyna się od ceny przysłowiowej małej kawy, którą można „postawić” raz w miesiącu (5 złotych). Dla mnie to bardzo ważne. Bardzo dziękuję.

Dziękuję moim Patronom za wsparcie, bez nich nie byłoby możliwy cały projekt:

 

Magdalena Podborowska-Żabska

Weronika Wodiczko

Michał Kugacz

Jan Macioszczyk

Wojciech Piotrowicz

Martyna Makosa

Aleksandra Podgórska

Małgorzata Kucharska

Lucas Komosinski

Sławomir Skiba

Anonimowy Patron/Patronka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych