Przejdź do głównej zawartości

Kiedy studium rysunku anatomicznego staje się wielką sztuką. Wan Jin Gim.

 

Wojciech Gerson niewątpliwie należy do największych nauczycieli malarstwa w sztuce polskiej. Jak ogromną rzeszę artystów wychował Gerson, może świadczyć fakt, że w 1931 roku katalog Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych „Gerson i Jego uczniowie” wymienia aż pięćdziesięciu czterech najwybitniejszych artystów wykształconych w jego szkole. I tak Wyczółkowski zawdzięcza Gersonowi zachwyt nad malarstwem historycznym, Stanisławski dzięki niemu pokochał pejzaż, podobnie jak Chełmoński, który pod koniec życia wyznał: „jemu jedynemu zawdzięczam wszystko”. 

Wan Jin Gim, Dots, acrylic on paper, źródło: https://www.instagram.com/willeys_art

Ci malarze, którzy opuścili trudną szkołę Gersona, ruszali w świat sztuki z doskonałym przygotowaniem. Nawet jeżeli potem szukali własnej drogi w twórczości, to właśnie dzięki twardej szkole u Gersona, byli w stanie w obrazie odtworzyć każdy dostrzeżony i wyobrażony kształt, innymi słowy, każdy po szkole Gersona dostawał poniekąd certyfikat, który dawał możność narysowania i namalowania tego, co przyjdzie mu do głowy. W Klasie Rysunkowej Gersona każdy przyszły adept malarstwa zaczynał od rysunków gipsowych modeli, dopiero gdy Gerson uznał, że uczeń opanował wstępny szkic, zezwalał na pracę z żywym modelem. 

Wan Jin Gim, Divine Water,  2022, Oil on canvas, źródło: https://www.instagram.com/willeys_art

Niejednokrotnie uczniowie Klasy Rysunkowej zżymali się na gersonowskie metody nauczania, zarzucając im archaizm, jednak z czasem doceniali, co znaczą solidne podstawy warsztatowe. „Piłowanie gipsów”, jak mawiał Chełmoński, czyli rysowanie modeli gipsowych odlewów, a potem żmudne rysowanie detali anatomicznych wypełniało czas pracy przyszłych malarzy. Każdy z nich odczuł ciężar groźnego spojrzenia swego nauczyciela, jeśli przedwcześnie chciał sięgnąć po olej. Najczęściej słyszał wtedy jedno zdanie: „Jeszcze za wcześnie, na razie piłuj gipsy”. Gerson zwykł do swych uczniów mawiać: Musicie nauczyć się patrzeć na świat w określony sposób. Różni się to od zwykłego spoglądania na to, co wokoło was. Jak któregoś z was złapię na mieście bez szkicownika, to nie ma on po co wracać do mojej szkoły. Każdy z was, zbudzony nawet w środku nocy, musi bezbłędnie z pamięci narysować dłoń, ramię czy głowę. Musicie ciągle rysować! Piłować modela! Na pamięć znać studium rysunku anatomicznego. 

Wan Jin Gim, Blooming Gesture, źródło: https://www.instagram.com/willeys_art

Może z tego powodu dziś szkice i rysunki z Klasy Rysunkowej Gersona uchodzą za rarytasy na aukcjach sztuki, mimo tego, że przez autorów traktowane były wyłącznie jako pewien etap, jako środek do uzyskania biegłości w malarstwie, wprawka. Pokazuje to, że rysunkowe studia anatomiczne, o ile są wykonane dobrze technicznie potrafią zachwycać na równi z dziełami malarstwa sztalugowego, czy bardziej zaawansowanymi kompozycjami. I tak zachwyciły mnie prace południowokoreańskiego rysownika Wan Jin Gima. Jego kolorowe szkice anatomiczne wykraczają dalece poza zwykłe doskonalenie warsztatu artystycznego, stanowią wartość samą w sobie, ujmują głębokością przekazu, zachwycają kolorystycznie. Ich subtelna delikatność, mimo niezwykłej ruchliwości modela, wydaje się emanować jakimś wewnętrznym pięknem.

Wan Jin Gim, In eternity No.2, oil pastel on kraft paper, źródło: https://www.instagram.com/willeys_art

            Wan Jin Gim urodził się w 1981 roku w Korei Południowej. Od czasów młodości interesował się sztuką, szczególnie jej wizualnym charakterem. Dlatego też ukończył wydział animacji na Korea National University of Arts. Praca w branży animacji wymagała opanowania przede wszystkim dobrego opanowania rysunku, dlatego też wiele czasu artysta poświęcał na szkice. Jednak w pewnym momencie Wan Jin doszedł do wniosku, że nie tyle interesuje go sama animacja, ale właśnie rysunek, zwłaszcza anatomiczne studia. Ciekawe jest to, co w sztuce czasem daje impuls, iskrę, która wznieca potem pożar. W przypadku koreańskiego artysty były to prace Luciana Freuda, z którymi zetkną się na jednej z wystaw w Seulu. Lucian Freud, wnuczek słynnego psychiatry z Wiednia, starał się w swej sztuce ukazać nie tyle zewnętrzny wymiar człowieka, co jego wnętrze. 

Wan Jin Gim, Potter's hand, colored pencil on kraft paper, źródło: https://www.instagram.com/willeys_art

To samo starał się czynić w swych rysunkach Wan Jin. Od tego czasu sam uczył się różnego rodzaju technik rysunkowych, które umożliwiłyby mu wypreparowanie z wizerunku ciała ludzkiego tego, co ulotne, niewidzialne, efemeryczne. Pierwsze sukcesy przyszły w 2016 r. kiedy to artysta zyskał wielu zwolenników swojej sztuki, którzy chętni byli na zakup jego prac. To, co go wyróżnia wśród innych artystów, to ogromna cierpliwość i skoncentrowanie się w sztuce na ludzkim ciele, na wybranym detalu anatomicznym. Poprzez drobiazgowo oddany detal nadaje swym pracom niemal transcendentną jakość, jest poniekąd badaczem, który stara się przekształcić zwykły szkic anatomiczny w misterne zjawisko estetyczne. 

Wan Jin Gim, 2 cycles, 42 x 57 cm colored pencil on kraft board, źródło: https://www.instagram.com/willeys_art

Rysunki anatomiczne Wan Jin Gima, składające się ze skomplikowanych, kreskowanych kolorów wykraczają tym samym dalece poza zwykły schemat, poza oddanie wizerunku dłoni czy kolana. W jednym z wywiadów artysta tak opisuje swoje inspiracje i proces twórczy: „Interesuję się nie tylko oddaniem wizerunku ciała, ale w rysunku chcę zamknąć tak ulotne kwestie, jak choćby temperatura ciała, zapach skóry, jej strukturę czy też energię, która emanuje z modela. W swej pracy zazwyczaj  używam pasteli olejnych i kolorowych ołówków. A trzeba wiedzieć, że oba te materiały mają ograniczoną liczbę kolorów, więc muszę nakładać kolory na siebie, aby uzyskać barwę, która mnie zadowoli, czasem, jest to bardzo żmudny i długi proces”. 

Wan Jin Gim,A landscape of GIANT nude, źródło: https://www.instagram.com/willeys_art

Oczywiście możemy zachwycać się kwestiami warsztatowymi, czyli tym, jak koreański artysta uzyskuje zniuansowane kolory i tekstury skóry poprzez szrafowanie krzyżowe - czyli technikę najczęściej kojarzoną z rysunkami tuszem, ale tak na prawdę patrząc na narysowane w całej gamie kolorów dłonie, ręce, stopy, widzimy coś więcej niż anatomię, widzimy gest, aparycję, napięcie. W tym prostym temacie, którym jest rysunek anatomiczny, artyście udało się oddać całe bogactwo pulsujące energią gestów, które czasem przechodzą w abstrakcyjne wręcz krzywizny ludzkiego ciała z nieco karykaturalnie przejaskrawionymi odcieniami powierzchni skóry. Ten delikatny realizm pełen szczegółów, w których można wyróżnić podskórne żyły, włoski i grupy mięśni, po prostu wizualnie zachwyca. Artysta pytany w jednym z wywiadów o to, co jest jego siłą napędową w sztuce odpowiada. „Jestem bardzo uparty. Kiedy ukończyłem animację zrozumiałem, że nie chcę pracować dla innych i całe życie wykonywać prace zlecone. Wtedy zacząłem tworzyć w tym stylu, z którego dziś jestem znany. Dla mnie najważniejsze jest to, że stałem się osobą, która poprzez sztukę może mieć wpływ na innych, nawet jeśli to oddziaływanie jest niewielkie. To, co jest dla mnie równie ważne, to wyrażenie duchowego wymiaru ciała ludzkiego. Nie jest on często, na pierwszy rzut oka, fizycznie widoczny, dopiero w rysowaniu trzeba go dopiero wydobyć, nadać mu wyjątkowy charakter. Cechą charakterystyczną moich prac jest kolor i szczegółowa ekspresja. Taki sposób ekspresji wymaga intensywnej pracy, ale czuję się w niej dobrze i wierzę, że ta radość udziela się odbiorcom. Wydaje się, że w ekspresji skupiłem się na opisie, ale tak naprawdę interesuje mnie również pusta przestrzeń wokół niego. Albo relacja między rysunkiem a pustką. Zastanawiam się nad tym, jak części ludzkiego ciała, które są szczegółowo namalowane na obrazie, współgrają z pustymi miejscami i co może wynikać z tej harmonii i równowagi.” 

Wan Jin Gim, A wish, Acrylic on paperboard, źródło: https://www.instagram.com/willeys_

I tak, z tradycyjnych studiów rysunkowych postaci, które wykonywane są przecież w licznych Akademiach całego świata południowokoreański artysta uczynił coś więcej, niż zwykłe warsztatowe doskonalenie koordynacji oka, z tym co widzialne i wydobyte z wyobraźni, przeniósł tego rodzaju rysunki na poziom wielkiej sztuki. Przynajmniej dla mnie, godzinami mogę patrzeć na jego rysunki w zachwycie widząc jak kolorowe kreski w jakiś magiczny i zagadkowy sposób składają się na dłoń, nadgarstek czy ramię. I co najważniejsze, po obejrzeniu jego prac już inaczej patrzę na własne dłonie, widzę w nich coś więcej, niż tylko sprawne narzędzie anatomiczne. Widzę w nich jakieś ukryte piękno.

Zapraszam do wysłuchania podcastu poświęconego twórczości artysty:

I na koniec tradycyjna gorąca prośba. Jeżeli ktokolwiek z Was widzi sens moje pracy i chciałby, choćby symbolicznie, wesprzeć Kronikę Konika wystarczy, że założy konto na portalu Patronite: https://patronite.pl/kronikakonika.pl

tam może w sposób niezwykle prosty wesprzeć moją działalności. Ewentualna życzliwość zaczyna się od ceny przysłowiowej małej kawy, którą można „postawić” raz w miesiącu (5 złotych). Dla mnie to bardzo ważne. Bardzo dziękuję.

Dziękuję moim Patronom za wsparcie, bez nich nie byłoby możliwy cały projekt:

 

Magdalena Podborowska-Żabska

Weronika Wodiczko

Michał Kugacz

Jan Macioszczyk

Wojciech Piotrowicz

Martyna Makosa

Aleksandra Podgórska

Małgorzata Kucharska

Lucas Komosinski

Sławomir Skiba

Anonimowy Patron/Patronka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Alfons i jego kobiety. Rzecz o twórczości Alfonsa Muchy.

Bywa i tak w historii, że te same rzeczy odkrywane są co jakiś czas. Na przykład idea   demokracji wynaleziona przez starożytnych Greków w ateńskiej polis, jako ustrój państwa, została zarzucona w historii na wiele wieków i ponownie odkryta w czasach nowożytnych. Podobnie było z wynalazkiem papieru, który został wynaleziony w Chinach przez kancelistę na dworze cesarza He Di z dynastii Han, około 105 r. n.e i ponownie odkryty w Europie po niemal 1000 lat. W pewnym sensie podobnie jest z twórczością Alfonsa Muchy. Ten genialny ilustrator, grafik, malarz i rzeźbiarz był sławą Paryża, Wiednia, Pragi na początku XX wieku. Jednak z czasem jego blask słabł, został pokryty kurzem zapomnienia i pewnie odszedłby w niepamięć, gdyby nie pewne wydarzenie. Alfons Mucha, Fate, 1920, olej na płótnie, 51,5 x 53,5 cm, Muzeum Alfonsa Muchy w Pradze, źródło: http://masterpieceart.net/alphonse-mucha  Na początku 1963 roku największe muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego w Londynie czyli Muzeum Wiktorii i