Przejdź do głównej zawartości

Wystarczy czerń i biel. Anne Murphy Robinson

 

Prace ołówkiem lub węglem kojarzymy najczęściej z różnego rodzaju szkicami, które mają być zaledwie wstępem do prawdziwej sztuki, mają pełnić zaledwie rolę planu, zarysu do malarstwa lub rzeźby. Renesansowe disegno (czyli szkic) polegało przede wszystkim na tym, by sprawdzić, czy to, co powstało w wyobraźni da się z niej „wyciągnąć” i przełożyć na język plastyki. Szkic od tego czasu miał być sondą zapuszczoną w wyobraźnię. Z tego też powodu rysunek, jako samodzielna forma sztuki, nie był zbyt popularny i przez wiele pokoleń artyści nie decydowali się na to, by finalnie poprzestawać na pracach węglem czy ołówkiem.  

Annie Murphy-Robinson, Waiting, 28×41, 2018, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Prace w ołówku porzucono też ze względu na ogromną pracochłonność tej techniki. Dzisiaj nawet na poziomie języka w słowach rysunek i obraz istnieje pewna gradacja i wartościowanie, rysunek jest czymś podrzędnym, a obraz ewidentnie jest czymś wyższym i kojarzy się z prawdziwą sztuką. Z tego też powodu, ilekroć trafiam na prace węglem, bądź ołówkiem, to zwracają one moją szczególną uwagę, bo z doświadczenia wiem, jak tego rodzaju technika plastyczna jest pracochłonna i wymagająca od artysty pokory i wytrwałości. Z tego też powodu moją uwagę zwróciły prace Anny Murphy Robinson. To, na co w pierwszej kolejności zwróciłem uwagę, to jej metoda cieniowania, nadawania waloru i gradacji odcieni, przypominającą technikę laserunku znaną i stosowaną niegdyś w malarstwie olejnym.

Annie Murphy-Robinson, Adapt, 42×30, 2018, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

 Każda z prac artystki, w zależności od założonej koncepcji kompozycyjnej, składa się z kilku, do kilkunastu warstw węgla, w efekcie czego każda kolejna powłoka węgla drzewnego zmienia ton podmalunku. Artystka wypracowała własną metodę cieniowania, która polega na ścieraniu nałożonych warstw węgla przez drobnoziarnisty papier ścierny. 

Annie Murphy-Robinson, Dragonfly Eyes, 13×19, 2011, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

W efekcie oglądamy prace, w których możemy doświadczyć wrażenia przenikania i załamywania się światła oraz niespotykanej przestrzennej głębi. Modelunek jej prac jest niezwykle miękki, uzyskuje efekt zbliżony do fotografii, która została wykonana na długim czasie naświetlania. W jej rysunkach mistrzostwo warsztatowe jest widoczne w każdej pracy. Często jest tak, że kiedy podziwiamy tego rodzaju prace, to umyka nam ogrom pracy włożonej w kompozycje. Trzeba pamiętać, że rysunki tego typu dalekie są od monotonnego i mechanicznego pokrywania powierzchni kartonu kolejnymi warstwami, gdyż z każdą postawioną kreską, każdą startą powierzchnią artystka precyzyjnie dąży do pożądanego finalnego efektu. 

Annie Murphy-Robinson, Conjuring, 65×42, 2018, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Dlatego też, tego typu prac nie da się narysować szybko, alla prima, by uzyskać pożądany efekt artystka musi przejść wszystkie etapy: od wstępnego pomysłu, po drobiazgowe wykończenie detali. Jednak myliłby się ten, kto by postrzegał prace Anny Murphy Robinson wyłącznie w kontekście drobiazgowego i hiperrealistycznego oddania detalu rysowanej węglem postaci, wydaje się, że ambicją artystki jest „wyczarowanie” węglem odpowiedniego nastroju, poruszenie w odbiorcach konkretnych emocji, przekazania myśli. Artystka w tej kwestii nie pozostawia wątpliwości: „Celem moich prac jest umożliwienie odbiorcy interpretacji znaczenia przy użyciu jego własnych doświadczeń. Moje uczucia i myśli stojące za nimi są bezpośrednio związane z moją osobistą historią z obiektami, których dotyczą.Tytuły prac są proste, czasami zamieszczam wskazówkę, aby poinformować widza o uczuciu, które chciałem przekazać za pomocą dzieła”. 

Annie Murphy-Robinson, Crossroads, 42×24, 2018, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Kiedy pierwszy raz ujrzałem prace Anny Murphy Robinson intuicyjnie wyczuwałem, że za rysunkami węglem stoją osobiste doświadczenia artystki. I nie myliłem się, kiedy przyjrzałem się biografii artystki, to mogłem ją streścić w krótkiej formule: artystka większość swojego życia miała pod górkę, stąd też jej pracom towarzyszy wszechobecne uczucie melancholii.

Annie Murphy-Robinson, Inchoate, 38×28, 2014, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

            Anne Murphy Robinson urodziła się w 1967 roku w Stanach Zjednoczonych, wychowała się w małym miasteczku Heron w Montanie. To, co utkwiło jej w pamięci lat dziecięcych, to lekcje plastyki u pani Mullens, co miesiąc młodziutka Anna wydawał kieszonkowe, by móc rysować zwierzęta. W zasadzie rysowała przez całą szkołę podstawową. Gdy miała 10 lat jej rodzina przeprowadziła się do Tucson w Arizonie, tam też Anne Murphy rozpoczęła naukę w gimnazjum. Tam też po raz pierwszy poczuła się samotna i odstająca od rówieśników. I tam też, po raz pierwszy sięgnęła po używki i alkohol. Zamiłowanie do rysowania zeszło na drugi plan. 

Annie Murphy-Robinson, Resignation, 51×38, 2014, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Po kolejnej przeprowadzce do Phoenix, sytuacja się niewiele zmieniła. Jak sama artystka przyznaje, wtedy to, rozpoczęła się podróż, która trwała przez lata. Finalnie trafiła do poprawczaka. Tam też wróciła do rysunku, gdzie rysuje na ścianach celi. Dzięki opiece rodziny, po wyjściu z poprawczaka artystce udało się artystce zdać maturę, wstępuje do armii amerykańskiej, gdzie poznaje żołnierza, z którym przeprowadza się do Lafayette w Luizjanie, tam też zaczyna chodzić na studia, gdzie uzyskuje tytuł licencjata w dziedzinie sztuki. Ale ciągle pracuje w cieniu alkoholu i narkotyków. Uzależnienie od używek zostało przerwane dopiero po urodzeniu córki w 1996 roku. 

Annie Murphy-Robinson, Soothsayer, 40×42, 2019, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Jak sama przyznaje: „Po wyjściu z nałogu i wytrzeźwieniu mgła zniknęła i mogłam wykorzystać to życiowe doświadczenie smutnej pustki jako pożywkę dla mojej twórczości. Wtedy walka nabrała sensu. Wykorzystałem całą energię, która mnie obciążała, i spożytkowałam ją na moją sztukę. Byłam ocalałym człowiekiem, a nie ofiarą”. Od tego czasu artystka spędza każdą wolną chwilę, poświęcając się sztuce, ćwicząc swe rzemiosło. Ponownie wraca na studia artystyczne. Wtedy też, w moim przekonaniu, zaczyna się jej najlepszy okres twórczy, kiedy zaczyna rysować węglem, wypracowując własną technikę plastyczną. Artystka tak wspomina ten moment: „zaczęłam rysować siebie w dużym lustrze, czasami pracowałam z dwoma lustrami, aby odnieść się do tylnej części ciała i całkowicie zrezygnowałam z malowania. Rysowałam duże formaty węglem drzewnym. (...) Moja pierwsza wystawa indywidualna odbyła się w miejscowym college'u społecznym. Zaprezentowałam na niej prace z ostatniego roku studiów i kilka nowych. Od tego momentu zacząłam pracować w różnych galeriach non-profit. W końcu w 2006 roku miałam swoją pierwszą wystawę „dla zysku” w Sacramento, gdzie sprzedałam każdą pracę, którą przyniosłam na wystawę. (...) Zaczęłam udoskonalać technikę szlifowania węglem i nadal rysowałam portrety, głównie moje córki, jej stare zabawki. Rysuję średnio około 25 godzin tygodniowo. Pracuję na pełen etat. Zdałam sobie sprawę, że nie mam czasu na czekanie na muzę.” 

Annie Murphy-Robinson, Unveiled, 42×42, 2019, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Kiedy patrzę na prace Anne Murphy Robinson to wiem, że siłą jej rysunków jest szczerość wypowiedzi. Artystka traktuje sztukę jako przestrzeń, w  której może rozliczyć się z trudną młodością, z czasem jej wewnętrznej walki. Efektem tego powstają wysoce sugestywne rysunki, tętniące wspomnieniami i jakąś osobliwą magią. Artystka przyznaje, że: „na poziomie emocjonalnym w mojej pracy skupiam się przede wszystkim na przekazaniu prawdy i szczerości, a dla mnie jedyną absolutną prawdą, jaką znam, jest prawda o mnie samej i moich dzieciach. Prawda ta jest filtrowana przez pryzmat moich własnych doświadczeń, często jest słodko-gorzka i pełna pytań. 

Annie Murphy-Robinson, After the dance, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Moje prace pozwalają widzowi zajrzeć do prywatnego świata kobiet - niezdecydowanych, niepewnych siebie i często nieświadomych władzy, jaką posiadają. Moje własne doświadczenia, jako młodej osoby, były zarówno piękne, jak i traumatyczne. Ten mroczny okres w moim życiu zawsze w taki czy inny sposób przewija się w moich pracach. Nie uciekam od swojej przeszłości - moja sztuka pomaga mi dostrzec jej znaczenie i sprawia, że staje się ona wartościowa. Poprzez rysunek odbieram traumie jej moc. (...) Czuję, że sztuka nadaje sens mojemu życiu, a bez niej popadam w depresję. I wierzę, że nawet na poziomie fizjologicznym sztuka uwalnia we mnie endorfiny, przez co chroni przed melancholią, która zawsze na mnie czeka. Pomaga mi to również nawiązać kontakt z innymi ludźmi.” 

Annie Murphy-Robinson, Bewicchen, 60×42, 2019, Charcoal on paper, źródło: www.anniemurphyrobinson.com, instagram: @anniemurphyrobinson

Może z tego powodu, kiedy patrzę na rysunki artystki widzę w portretowanych postaciach dziwną mieszankę niezdecydowania, strachu, lęku, doznanej krzywdy, ale i drzemiącej siły, chęci walki i odwagi. I wszystkie te uczucia artystka w mistrzowski sposób potrafi zamknąć w swych rysunkach. Mogę na nie patrzeć godzinami i za każdym razem odkrywam w nich coś nowego, otwieram jakąś nową furtkę, za którą są ścieżki interpretacji. Czasem, co prawda, mam obawę dokąd mnie zaprowadzą, ale sztuka, zwłaszcza tak angażująca odbiorcę emocjonalnie, zawsze jest związana z zagadką i tajemnicą. Innymi słowy, sztuka Anne Murphy Robinson jest wyłącznie dla tych, którzy nie boją się nieznanego, jest tylko dla odważnych.  

 

Zapraszam do wysłuchania podcastu poświęconego twórczości artystki:

 


I na koniec tradycyjna gorąca prośba. Jeżeli ktokolwiek z Was widzi sens moje pracy i chciałby, choćby symbolicznie, wesprzeć Kronikę Konika wystarczy, że założy konto na portalu Patronite: https://patronite.pl/kronikakonika.pl

tam może w sposób niezwykle prosty wesprzeć moją działalności. Ewentualna życzliwość zaczyna się od ceny przysłowiowej małej kawy, którą można „postawić” raz w miesiącu (5 złotych). Dla mnie to bardzo ważne. Bardzo dziękuję.

Dziękuję moim Patronom za wsparcie, bez nich nie byłoby możliwy cały projekt:

 

Magdalena Podborowska-Żabska

Weronika Wodiczko

Michał Kugacz

Anonimowy Patron/Patronka

Jan Macioszczyk

Wojciech Piotrowicz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych