Przejdź do głównej zawartości

Od komiksu do wielkiej sztuki. Vincent Giarrano.

 

Powody, by pisać pamiętnik lub dziennik mogą być różne. Od chęci dokumentowania własnego życia, oswajania lęków, usystematyzowania i uporządkowania własnych myśli, rozładowania stresu i napięcia wewnętrznego, wyrzucenia z siebie trudnych emocji, wyciszania się, po uzyskanie „osobistego raportu” z wydarzeń poszczególnych dni, bo pamięć nasza bywa zawodna. Ponadto pisząc dziennik nie zastanawiamy się wyłącznie nad tym, co zrobiliśmy, ale myślimy też o tym, dlaczego i w jaki sposób. Tak więc dziennik może być dobrą platformą do spotkania się z samym sobą. 

Vincent Giarrano, Communique, 18x24, oil on panel, źródło: www.giarrano.com

Niestety, współcześnie social media przejęły rolę „kolekcjonowania zdarzeń”, mocno banalizując tę tradycję zapisywania wspomnień. Dlatego też z ogromnym entuzjazmem przyjąłem malarstwo amerykańskiego malarza Vincenta Giarrano, bo jego obrazy pełnią wizualną formę dziennika z życia Nowego Jorku. Obrazy autorstwa Giarrano są malowane  w uniwersalnym języku malarstwa, który pozwala nam poczuć pulsujący rytm miasta, zarówno jego wyjątkowe oblicze jak również to pospolite, codzienne a nawet brzydkie. 

Vincent Giarrano,Alexandra, oil, 24 x 48, źródło: www.giarrano.com

Vincent Giarrano wykorzystuje swoje malarstwo do dzielenia się uczuciami i obserwacjami z Nowego Jorku i za pomocą osobliwego wizualnego pamiętnika ukazuje nam codzienny punkt widzenia tej metropolii, prowadzi po prostu dziennik wizualny. Jego unikalne i kreatywne DNA bazujące na bacznej obserwacji zbiera osobiste refleksje na temat miasta i przekłada je na język plastyki. 

Vincent Giarrano, Untitled, oil on canvas, źródło: www.giarrano.com

Krytycy sztuki w Stanach Zjednoczonych porównują Vincenta Giarrano do Edwarda Hoppera, który ukazał tak genialnie samotność człowieka w wielkim mieście. Ale to porównanie nie do końca do mnie trafia. Prawdą jest, że Vincentowi Giarrano udało się w obrazach oddać głęboką kontemplację wizualną, podobnie jak u  Hoppera. Ale między malarzami jest też sporo różnic. W obrazach Giarrano nie ma tej wręcz krzyczącej samotności i surowości miejskiej Ameryki, jego obrazy nie mają też tak nostalgicznego nastrojenia jak Hoppera, jest w nich bardziej chęć zostania świadkiem wizualnym miasta, jego artystycznym reporterem, bo jego malarstwo koncentruje się na ludzkim doświadczeniu i współczesnym rytmie miasta z wszystkimi jego blaskami i cieniami, nie ma w tym malarstwie tak ogólnego i wzniosłego przesłania, jak w przypadku Hoppera. Może to wynika też z tego, że Giarrano dochodził do sztuki dość osobliwą drogą.

Vincent Giarrano, On Stone Street, 24x36, oil on canvas, źródło: www.giarrano.com

            Vincent Giarrano urodził się 17 listopada 1960 r. w Buffalo w stanie Nowy Jork. Gdy ukończył szkołę średnią rozpoczął edukację plastyczną. Tak wspomina ten czas: „Zacząłem rysować w bardzo młodym wieku, kopiując postaci z kreskówek i komiksów. Pamiętam, że bardzo podobało mi się uczucie, jakie towarzyszyło mi, gdy udało mi się pierwszy raz stworzyć samodzielnie postać komiksową. Od tego momentu byłem wręcz uzależniony od rysowania, bo w ilustracjach jest piękno i tajemnicza siła, która wciąż mnie magnetyzuje”. 

Vincent Giarrano, Diana's Dream, 19x25, oil on canvas, źródło: www.giarrano.com

W 1982 r. Vincent Giarrano uzyskał tytuł licencjata sztuk pięknych na Uniwersytecie Stanowym Nowego Jorku w Buffalo, a w 1985 r. tytuł magistra sztuk pięknych w zakresie rzeźby na Uniwersytecie Syracuse w Akademii Sztuk Pięknych. Jednak po studiach nie podejmuje pracy jako rzeźbiarz, interesuje go bardziej ilustracja, do której zawsze czuł sentyment. Dlatego też rozpoczyna pracę jako ilustrator komiksów w dwu firmach DC Comics i Marvel, gdzie między innymi pracuje nad flagowymi seriami Batmana i Batgirl. Praca ilustratora komiksów wykształciła w nim specyficzny sposób patrzenia na obraz. 

Vincent Giarrano, Morning , 18x24, oil on canvas, źródło: www.giarrano.com

Artysta przyznaje: „Uwielbiam film i opowiadanie historii wizualnych, więc rysowanie komiksów było dla mnie jak tworzenie własnych filmów. Zdecydowanie rozwinęło to moje poczucie narracji, które jest ważnym aspektem w moich obrazach. Jest między nimi jedna zasadnicza różnica: jako ilustrator rysowałem zawsze w myślach, natomiast jako malarz pracuję z obserwacji, na prawdziwym obrazie. Czuję, że nasze doświadczenia w codziennym życiu są fascynujące i piękne. Często są one ulotne i nie widzimy rzeczy na tyle długo, aby naprawdę docenić, jak są wspaniałe. Poprzez malarstwo jestem w stanie przedstawić moment w czasie i pokazać, jak coś, co uważamy za oczywiste, może być niesamowite. Dla mnie liczy się szczerość, prawdziwe wrażenie tego, jak wygląda życie”. 

Vincent Giarrano, Untitled, oil on canvas, źródło: www.giarrano.com

W 2009 roku decyduje się dość ryzykowny krok, porzuca pracę ilustratora komiksów i rozpoczyna cykl niewielkich rozmiarowo obrazów przedstawiających życie miejskie. Jak sam przyznaje, ta decyzja wynikała z tego, że zapragnął tworzyć coś osobistego i szczerego i nie ukrywa tego, że jest zakochany w estetyce wielkiego miasta, które chce wizualnie upamiętniać. Ten zakrojony na szeroką skalę projekt realistycznego ujęcia scen z życia Nowego Jorku prowadzony z punktu widzenia uważnego obserwatora przynosi mu niesłychaną sławę, obrazy Vincenta Giarrano zyskują uznanie nie tylko w Nowym Jorku, ale i poza Stanami Zjednoczonymi. 

Vincent Giarrano, Untitled, oil on canvas, źródło: www.giarrano.com

Krytycy zauważają, że artysta ma niezwykle wyczulony zmysł estetyczny, jakiś wewnętrzny sonar polegający na wyszukiwaniu malowanych miejsc, które oddaje z drobiazgową starannością. Mi osobiście podobają się najbardziej sceny z tętniącej życiem nowojorskiej dzielnicy SoHo, które Giarrano maluje z zaskakujących punktów widzenia, np. ze szczytu schodów metra, bądź z balkonu mieszkania, portretuje też wnętrza apartamentów. Tak mówi o tych miejskich inspiracjach artysta: „Jestem z Nowego Jorku i mam romans z tym miastem, prace krążą wokół Soho i Tribeca, czyli dwóch moich ulubionych miejsc, w których od lat przebywam”. 

Vincent Giarrano, On a City Street, 24x30, oil on canvas, źródło: www.giarrano.com

W moim przekonaniu artyście udaje się w zaskakujący sposób wydobyć i uchwycił ulotne chwile życia miejskiego, zatrzymać je jakby w kadrze. A zna je dość dobrze, bo sam przyznaje w jednym z wywiadów: „Obecnie mieszkam w Connecticut, kilka godzin na północ od Nowego Jorku. Mieszkałem w centrum Nowego Jorku przez kilka lat po ukończeniu szkoły. Ale myślę, że to właśnie w Buffalo odkryłem swoje upodobanie do tej brudnej strony miasta. Wprost uwielbiam charakter obskurnych części Nowego Jorku. 

Vincent Giarrano, Loft Bed in Chelsea , 19x28, oil on panel, 2016, źródło: www.giarrano.com

Moje nowe prace w dużej mierze skupiają się na uchwyceniu prawdziwego życia w tym mieście. Jest tam niesamowita energia, ostrość i intensywność, która jest dla mnie nieskończenie inspirująca pod względem estetycznym. Jedną z moich ulubionych rzeczy jest malowanie seriami. Oczywiście mam główne koncepcje, które przewijają się przez wszystkie moje prace, ale mam też różne tematy i pomysły, które potem składają się na osobne serie. Uważam, że narracyjny aspekt moich prac angażuje widza i nawiązuje się pewnego rodzaju dialogu. 

Vincent Giarrano, Woman in Diner, 19x16, oil on linen, 2016, źródło: www.giarrano.com

Mam wrażenie, że moje obrazy są niemal interaktywne”.  Patrząc na jego obrazy, czytając opinię krytyków, czy oglądających jego wystawy dochodzę do wniosku, że artyście udała się artytrudna rzecz w sztuce. Bo istnieje wiele wypowiedzi na temat jego twórczości, które zwracają uwagę na pewien wspólny szczegół. Wiele osób wychodząc z galerii, gdzie wystawione były obrazy Giarrano, przyznaje, że bez trudu potrafi zidentyfikować miejsca, które namalował, rozpoznają je. Ale wspominają też o tym, że kiedy obejrzeli obrazy autorstwa Giarrano, to już w zupełnie inny sposób patrzą na znajome ulice, skwery czy place, widzą je inaczej dzięki jego pracom. Artysta, posiadając odpowiednio uformowaną wyobraźnię estetyczną potrafił w swej sztuce docenić pospolitość, ukazać ją w zupełnie odmienny sposób, co finalnie sprawia, że siła jego sztuki wpływa na potoczne postrzeganie miasta, czyli uczy widzieć je także oczami malarza. To dzięki niemu możemy dostrzec ulotne piękno miasta, nawet tam, gdzie tego byśmy się zupełnie nie spodziewali. Czy można wymagać czegoś więcej od sztuki?

Zapraszam do wysłuchania 64 odcinka Kroniki Konika poświęconego twórczości artysty:

 


I na koniec gorąca prośba. Jeżeli ktokolwiek z Was widzi sens moje pracy i chciałby, choćby symbolicznie, wesprzeć Kronikę Konika wystarczy, że założy konto na portalu Patronite: https://patronite.pl/kronikakonika.pl

tam może w sposób niezwykle prosty przeznaczyć pewną kwotę na wsparcie mojej działalności. Ewentualna życzliwość zaczyna się od ceny przysłowiowej małej kawy, którą można „postawić” raz w miesiącu. Dla mnie to bardzo ważne. Bardzo dziękuję.

Dziękuję moim Patronom za wsparcie, bez nich nie byłoby możliwy cały projekt:

Magdalena Podborowska-Żabska

Weronika Wodiczko

Michał Kugacz

Anonimowy Patron/Patronka

Jan Macioszczyk


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych