Przejdź do głównej zawartości

Szalony lot Ikara. O twórczości Jacka Malczewskiego.

 

Nie jest dziś łatwo mówić o Jacku Malczewskim. Powody tej trudności wynikają z kilku przesłanek. Twórczość największego polskiego malarza symbolisty została przez ostatnie dekady wyniesiona na ołtarze pamięci narodowej, dlatego też wobec malarstwa Jacka Malczewskiego trudno pozostać obojętnym. Jego obrazy są nie tylko ozdobą każdej z większych polskich kolekcji muzealnych, ale są przedmiotem marzeń rodzimych kolekcjonerów, bo liczące się zbiory sztuki polskiej, nie można sobie wyobrazić bez kilku chociaż „malczewskich”. 

Jacek Malczewski, Pożegnanie z pracownią,  olej na płótnie, 1913, wys.: 74,5 cm, szer.: 105 cm, Muzeum Śląskie w Katowicach, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl

Z tego też powodu, pojawiające się na aukcjach działa mistrza symbolizmu osiągają kolejne rekordy aukcyjne. Ja osobiście, z twórczością Jacka Malczewskiego mam pewien kłopot. Bo obrazy jego autorstwa są jak jego życie, skomplikowane, pełne momentów euforii przeplatanej zniechęceniem, wiary we własny talent z momentami zwątpienia i apatii, z jasno określoną wizją malarstwa, w którą zdarzało się artyście niejednokrotnie wątpić. Jakby tego było mało, Jacek Malczewski żył pod ogromną presją oczekiwań społecznych, pamiętajmy, że był kreowany na następcę Jana Matejki, malarskiego wieszcza duszy sarmackiej, przy pełnej świadomości artysty, który nie chciał być Matejką 2.0 polskiej sztuki. 

Jacek Malczewski, Śmierć Ellenai, 1897, olej na płótnie, Wysokość: 208,0 cm, szerokość: 114,0 cm. Muzeum Narodowe w Poznaniu, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl

Tym samym, artysta szukał ukojenia w życiu rodzinnym, mając za żonę Marię Gralewską, która nie tylko nie podzielała pasji męża, nie rozumiała jego rozterek wynikających ze sztuki, ale przede wszystkim oczekiwała od męża, że będzie ozdobą salonów i potrafił brylować w europejskich kurortach. Jak wielce musiało uwierać artystę to, że chcąc być sumieniem narodu polskiego, szukał ukojenia w ramionach kochanki Jadwigi Marii Balowej, jak trudna musiała być dla niego świadomość tego, że będąc uznanym artystą, był niemal przez całe życie utrzymywany przez innych, najpierw przez ojca, potem przez teściów i kochankę. Wszystkie te przypadłości biograficzne kształtowały malarstwo Malczewskiego, innymi słowy, obrazy artysty są wręcz takie, jak jego życie, niektóre z nich, zasługują na najwyższe uznanie, ale są też momenty wstydliwe, zarówno w jego biografii jak i w twórczości. Dlatego, w moim przekonaniu, by zrozumieć malarstwo Jacka Malczewskiego warto przyjrzeć się bacznie jego biografii.

Jacek Malczewski, Śmierć na etapie,  1891, olej na płótnie, Muzeum Narodowe w Poznaniu, źródło: mnp.art.pl

Jacek Malczewski przyszedł na świat 14 lipca 1854 roku w Radomiu w dość zamożnej rodzinie, jego ojciec Julian był sekretarzem Towarzystwa Kredytowego w Radomiu. I to ojciec miał największy wpływ na syna, widząc w nim, być może, własne niespełnione marzenia bycia artystą. Kiedy młody Jacek kończy trzynaście lat zostaje, wraz z kuzynostwem,  wysłany do dworu rodziny Karczewskich w Wielgiem, by należycie przygotować się do dalszej edukacji w Krakowie. Tam też Jacek rozpoczyna przygodę z plastyką, kopiuje matejkowskie portrety, biblijne sceny, a nawet ilustracje z czasopism. Zachwycony pracami syna ojciec kupuje mu najlepsze przybory do malowania. 

Jacek Malczewski, Załaskotany (cykl Rusałki). 1888, olej na płótnie. 38 x 109,5 cm. Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Zbiór     : Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Maius, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

Siedemnastoletni Jacek przenosi się potem do krakowskiego gimnazjum Św. Jacka. Jednak ambicje ojca sięgają dużo dalej niż gimnazjum klasyczne, dlatego też, poprzez swego przyjaciela, podsyła prace syna samemu Matejce z prośbą, by ten przyjął go do swojej szkoły. 26. XI. 1872 roku na adres ojca przychodzi list od mistrza Matejki, w którym pisze, że Jacek Malczewski może od przyszłego roku rozpocząć edukację w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie, gdyż dobrze rokuje. 

Jacek Malczewski, Zmartwychwstanie, 1900, olej na płótnie, Muzeum Narodowe w Poznaniu, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

W tym momencie wydawało się, zarówno ojcu jak i młodemu Jackowi, że chwycili Pana Boga za nogi, że ziściły się ich najskrytsze marzenia. Jednak z czasem, okazuje się, że to co miało dodać skrzydeł młodemu Jackowi, stało się jego przekleństwem. W zachowanej do dziś korespondencji artysty do ojca przewija się zwątpienie, co do poziomu krakowskiej uczelni, a także krytyka samego mistrza Matejki. Sprawę komplikuje fakt, że Matejko wprost widzi w młodym Malczewskim swego długo poszukiwanego następcy w malarstwie historycznym.

Jacek Malczewski, Przebudzenie, około 1920, olej na płótnie, Muzeum Śląskie, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

Jacek Malczewski patrząc uważnie na Wyczółkowskiego, spytał niepewnie:

 — Ty z Monachium? Tutaj? Do tej naszej zawszonej majsterszuli? Co was wszystkich bawarczyków tak ciągnie pod Wawel, to bez sensu, uciekajcie stąd, póki czas, nie daj się opętać tej męczybule.

 Leon ze zdziwienia uniósł brwi. Patrzył w głęboko osadzone oczy Malczewskiego, które skrywały jakiś wewnętrzny żar, emocje, maskowaną głęboko namiętność. Widać było w jego gestach zniecierpliwienie i gwałtowność, a jednocześnie szczerość i serdeczność.

 — Męczybuła? Czyli kto? — spytał.

 — No kto? Matejko. Nie znam większego męczybuły, cyzeluje te swoje malowanki, aż zęby bolą, jak na to patrzę. Nie ma tam powietrza, swobody. Zaduch jak z krypty wali od jego płótna. Zresztą, sam zobaczysz, pracując pod nim. Zarazi cię tą cmentarną nutą.

 Wyczółkowski był zaskoczony tak osobliwą ostentacją wobec mistrza, jednak przez swój skryty charakter nie dopytywał o powody tej niechęci. Po paru dniach spotkał Malczewskiego w towarzystwie kilku profesorów, podał każdemu rękę i usiadł wygodnie na miękkiej kanapie w kawiarni. Od razu spostrzegł, że przy stoliku panuje luźna atmosfera, którą wprowadzał Malczewski. Widać było, że zna się dobrze z profesorem Cynkiem. Cynk czytał „Gazetę Lwowską”,co chwilę komentując jej zawartość. Podniesionym głosem mówił:

 — Patrzcie panowie, w kronice piszą, że muzeum berlińskie kupiło obraz Brandta za czterdzieści pięć tysięcy marek, a obok ten baciar Ranzoni wyjaśnia, że Niemcy dumni mogą być, że takie obrazy zostają u nich, bo ci malarze są przez ich szkoły kształceni. Niemcy dumni są, że stają się potęgą malarstwa. A my co? Nam nie zależy, by tutaj malowano, by zatrzymać artystów, stwarzać im warunki, promować, sprzedawać...

 Malczewski niemal wydarł gazetę z rąk Cynka i czytał uważnie artykuł, po chwili rzucił ją niedbale na stół i, krzywiąc komicznie twarz, zrezygnowanym tonem powiedział:

 — I mają rację Niemcy, bo my na dobre malarstwo nie zasługujemy. Zobaczcie, dali ten artykuł o malarstwie w naszej prasie między zachętą do kupowania wiedeńskich cukierków od kaszlu z lodowego ślazu, olejem do usz nadlekarza Schmidta i zachętą, by leczyć epilepsję, choroby syfilityczne oraz zgubne skutki samogwałtu u doktora Killischa. Dajcie spokój, to przecież śmieszne, malarstwo tu tyle się liczy, ile samogwałt. Kogo to u nas w Krakowie interesuje? Nie zasługujemy na sztukę...

 Leon zamówił kawę i przysłuchiwał się z zainteresowaniem rozmowie. Tradycyjnie wolał słuchać niż mówić.

 — Jak tak, to czemuś wrócił z Paryża? — spytał Cynk Malczewskiego, upijając łyk kawy.

 — Paryż mnie rozczarował panowie. Sądziłem, że z tej mgły krakowskiej wyjdę na światło, ale gdzie tam, tak samo jak tu było, nawet ta mgła znad Sekwany gorsza.

 Leon pokiwał głową z uznaniem dla odwagi kolegi, sam miał podobne wątpliwości, co do nauki za granicą, lecz daleko mu było do pewności Malczewskiego.

 — A czemu Matejko, jak mi ciebie przedstawiał, to nawał cię synem marnotrawnym? — spytał znienacka Leon.

 Cynk i Malaczewski uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Profesor, jakkolwiek powściągliwy w słowach, wyjaśnił poufałym tonem:

 — Dyrektor Matejko nie był zadowolony z wyjazdu Jacka do Paryża. Namawiał nawet jego ojca, by ten mu wyperswadował te wojaże, że za wcześnie jeszcze dla niego. A złościł się, jak wyjechał, bo się bał, że nie wróci do niego. Bo dyrektor ma dla pana Jacka gotowy plan, szykuje mu posadę.

 — Posadę? — spytał zdziwiony Leon, patrząc na rozwalonego niedbale na kanapie Malczewskiego.

 — Tak, wszyscy w Krakowie wiedzą, że młody Malczewski ma być jego następcą i szkołę historyczną ma utrzymać w malarstwie, ma zrobić to, czego on już nie zdąży.

 — Przecież Matejko młody jeszcze — odparł zdziwiony Leon — nie ma chyba nawet czterdziestki.

 Cynk pokiwał głową, upił łyk kawy i rzekł:

 — Za rok będzie obchodził czterdziestkę. Ale planów ma na pięćdziesiąt lat z wyprzedzeniem.

 Leon spojrzał z zainteresowaniem na Malczewskiego, który miał wypieki na twarzy i przygładzał co chwilę rzednące włosy. Widać było, że temat go drażni i irytuje. W końcu machnął zrezygnowany ręką i dodał z jadowitym sarkazmem:

 — Nie ma o czym gadać, ja nie będę balsamował trupa. Przy pierwszej okazji zerwę się z tego matejkowskiego łańcucha i pójdę w świat.

 — Aż tak tu źle? — spytał Leon, patrząc to na profesora, to na rozłożonego niedbale na kanapie Jacka. Malczewski jakby poczuł się dotknięty pytaniem, podniósł głos i powiedział z goryczą:

 — Leon, rozejrzyj się wkoło, patrz na te twarze, te stroje, ten Kraków kolorowy. A my co? W budzie zatęchłej siedzimy i żakiety zbutwiałe malujemy. Dwa tygodnie temu dyrektor zlecił mi namalowanie obrazu. Wiecie jakiego?

 Malczewski podniósł smukły, poplamiony farbą palec w górę i patetycznym głosem wyrecytował naśladując falset Matejki:

 — Śmierć Ludgardy, żony Przemysława uduszonej przez niewiasty służebne!

 Cynk spochmurniał, ściągnął brwi, ukazując pionową, głęboką bruzdę na czole, pokręcił głową i rzekł ściszonym głosem:

 — Panie Jacku, cierpliwości trochę, nie trzeba tak raptownie.

 Malczewski, mimo mikrej postury mówił głośno:

 — Jaka to szkoła, panowie? To zwykły cech ilustratorów i archiwistów. Byliście w Monachium, Wiedniu, Dreźnie, w Paryżu, widzieliście jak tam malują, my to prowincja zacofana jesteśmy. A kto jest temu winien? Wiadomo — Matejko, ten czeski antykwariusz.

 — Czeski? — spytał zdziwiony Leon, upijając łyk kawy.

 — A to nie wiesz? — prawie krzyknął wzburzony Malczewski

 — Jaki on polski malarz, to Czech z pochodzenia, u nas jak nazwisko nie kończy się na „-ski”, to nie jest Polak. Polak to Malczewski, Gierymski, Chełmoński, Wyczółkowski...

 — Farmazony sadzisz Jacek — odezwał się Piotrowski na te słowa, przerywając mu obcesowo. — Co? Fałat nie Polak? Cynk nie Polak albo Żmurko czy Kossak?

 Jednak Malczewski nie dawał za wygraną.

 — Nie o to chodzi — beknął głucho w kułak i dodał: — Zobaczcie ideały historyczne, którym hołduje Matejko. One dawno przeżyły się, to mętna woda, bajoro, w którym ryby śnięte pływają brzuchami do góry, czas stoi w Krakowie, a klucze do zepsutego zegara ma Matejko.

 Leon, który zwyczajowo wolał słuchać niż mówić, tym razem zaprotestował:

 — Jacek, dajże spokój, męczydusza z ciebie straszna. A gdzie chcesz się u nas uczyć malować? Gerson i Matejko jest tylko. Bierzemy to, co najlepsze. Było nie było, nazwisko Matejki znane jest na całym świecie. Wiesz, ilu nam zazdrości w Monachium, że możemy pod jego okiem malować?

 — Znane nazwisko?! — Malczewski niemal skoczył do Leona, prawie wywracając filiżanki z kawą. — Dajże spokój, Wyczół! Słyszałeś, co gadali nad jego obrazami w Wiedniu? Ja słuchałem w Paryżu, jak nad jego Rejtanem gadali. Stałem obok, jak na wystawie Francuz jeden drugiemu tłumaczył — tu Malczewski zmienił głos na prawie niewieści i ironicznie powiedział mocno gestykulując — widzisz, ten co leży na ziemi, przegrał wszystko w karty ma żonę furiatkę i boi się wrócić do domu, obok są jego rozsypane dukaty, które przegrał właśnie, chce sobie teraz w łeb palnąć, ale ci trzej nad nim mówią, że nie warto, bo to tylko pieniądze, mówią mu, że się odegra jeszcze. A to miejsce na obrazie to szulernia, dlatego jedni się kłócą, ten tu pijany leży, gorąc z niego bije, koszulę rozdziera, tam już wchodzą żołnierze, by ich zabrać do kozy.

Wszyscy zebrani, włącznie z Leonem, głośno ryknęli śmiechem na opowieść Malczewskiego. Leon jednak dodał ubawiony:

 — Ty Jacek powinieneś jasełka na rynku wystawiać, a nie obrazy malować. Ale mówię wam, Rejtan to nie jest zły obraz, a że go Francuzi nie pojmują, to inna sprawa. Podobnie jak Niemcy. Ja w Wiedniu słyszałem, jak jakaś alte Dame tłumaczyła innej Frau: ten na ziemi to pijany turecki poseł, którego Polacy za drzwi wyrzucają, a ten napity nie chce iść, jeszcze woła o kufel piwa!

 Znowu towarzystwo zarechotało głośno. Na te słowa włączył się niespodziewanie Ludomir.

 — Trochę racji w tym jest. Tutaj nie ma samodzielnego myślenia, te płytkie ilustracje to zmarnowany trud. Jedyne w czym Matejko jest geniuszem, to portrety.

 — Portrety? — uniósł się Jacek, głośno czkając. — Z każdej jegoportretowanej gęby wyłazi smutek. Przyjrzyjcie się dobrze, każdy portret, każda gęba portretowana przez niego napompowana jest patosem, każda twarz pod jego pędzlem mężnieje, nabiera sztucznej mądrości, nawet twarze dzieci pozbawione są beztroski, wszystkie wyglądają jak pięćdziesięcioletnie karły. Ja oglądałem każdy detal jego obrazu. Pamiętacie Hołd Pruski? Co ten Stańczyk wydziwia ze swoimi dłońmi, jakby liczył karty w szulerni, po co ta sztuczna maniera stylizacji i dramatyzowania? Matejko sądzi, że każdy namalowany detal musi być wyjątkowy, jemu po prostu brak myślenia ogólnego, całe to jego malarstwo historyczne wypchane komunałami, pełne póz królewskich, podpiętych kotar, baldachimów, trykotów pstrokatych, paziów, dziewic, brodatych starców, na każdym obrazie każda postać musi być w takiej pozie, jakby się zaraz miało coś stać, on stworzył rasę ludzi szekspirowskich. Ja taki nie chcę być w malarstwie. Zresztą, zobaczcie, co dostałem od szefa.

 

Malczewski wyciągnął zapisaną kartkę i podał Leonowi. Wyczółkowski  czytał na głos ręcznie napisany list, po piśmie i barokowych zakrętasach poznał, że pisał go osobiście Matejko. „Nie zastałem pana kilkakrotnie w pracowni w godzinach, w których winien pan pracować, co naprowadza na domysł umyślnego omijania zetknięcia się z uwagami dyrektora. Przeto zwracam uwagę, że we wtorki, czwartki i soboty przegląd sal odbywam”.

Złożył list i patrzył na Jacka, który siedział z miną zupełnie obojętną.

— Co z tym zrobisz? — spytał kolegę.

Malczewski jednak nie przejął się poważnym tonem urzędowego pisma, patrzył w okno na ulice Krakowa. Dopiero po chwili, wydymając pogardliwie wargi i policzki, powiedział:

 — Co mi zrobi? Jak mnie wyrzuci z marsterszuli, to mi przysługę zrobi.

 Kilka miesięcy później Matejko zaprezentował swój kolejny obraz zatytułowany „Śmierć Przemysława”, który był artystyczną wizją walki króla Przemysława z napastnikami. Scenę walki umiejscowił Matejko w sypialni, całość utrzymana w duchu patosu przedstawiała monarchę i dwu napastników, którzy w dziwacznych białych strojach atakowali przerażonego króla. Jak każde dzieło dyrektora szkoły, obraz był podziwiany i komentowany nie tylko w Krakowie. Pewnego dnia Matejko, wizytując podległe mu pracownie, znów nie zastał Jacka w godzinach, w których winien malować — nie pomógł wcześniejszy oficjalny list upraszający go o bytność w pracowni w wyznaczonych godzinach wizytacji. Matejko w pustej pracowni znalazł tylko, upuszczoną na zapaćkaną  farbami podłogę, kartkę, na której była ręką Jacka namalowana karykatura. Był na niej bez wątpienia Matejko, chudy, z krzywym nosem, stojący przed obrazem przedstawiającym śmierć Przemysława. Nad karykaturą, dużymi literami Malczewski napisał: „Uwaga! Białe gacie w tarapacie!” Sekretarz Gorzkowski, który towarzyszył Matejce, opowiadał potem, że pierwszy raz widział tak wściekłego mistrza. Podarł kartkę na drobne kawałki i sprężystym krokiem podreptał do swojej pracowni. Był to ostatni rok pracy Malczewskiego w majsterszuli Matejki. Jacek po tym incydencie sam zrezygnował z terminowania i wynajął prywatną pracownię na Górnych Młynach”.

Jacek Malczewski, Wigilia na Syberii, 1892, olej na płótnie. Wysokość: 81,0 cm; Szerokość: 126,0 cm. Zbiór: Muzeum Narodowe w Krakowie, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

  Opisując w książce sceny konfliktu Malczewskiego z Matejką użyłem oczywiście pewnej swobody literackiej, tak by oddać pewien klimat panujący miedzy artystami. Jednak wszystkie te opisy starałem się oprzeć o dostępną dokumentację, zwłaszcza o listy samego Malczewskiego, gdzie często przejawiało się wprost sformułowanie: „Rezygnuję z terminowania u Matejki, w cudzych chomątach nie mogę jakoś maszerować”. Od czasu zerwania kontaktów z Matejką rozpoczyna się samodzielna droga twórcza artysty. Kolejne wydarzenia z jego biografii są także mocno związane z jego twórczością, jak choćby śmierć ukochanego ojca w styczniu 1884 roku, a później matki.

Jacek Malczewski, Śmierć, 1917, olej na papierze. Wysokość: 74,0 cm, Szerokość: 100,0 cm. Zbiór: Muzeum Sztuki w Łodzi, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

Z depresji po śmierci ojca wydobywa go spotkanie z jego przyszłą żoną, z panną Marią Gralewską, młodszą od artysty o dwanaście lat. Już po roku od spotkania są małżeństwem, teściowie spłacają długi Jacka i wynajmują młodej parze dom w Krakowie. Stać ich, bo wybranka Malczewskiego to córka cenionego krakowskiego aptekarza Fortunata Gralewskiego. Małżeństwo Malczewskich wydaje się być szczęśliwe, w 1888 r., na świat przychodzi córka Julia, cztery lata później Rafał. W tym okresie Malczewski maluje swoje najlepsze obrazy: „Introdukcja”, „Melancholia” i „Błędne koło”, zdobywa za nie nagrody: w Berlinie, w Monachium i na Wystawie Światowej w Paryżu. Ale okres kanikuły trwa krótko. Żona artysty wprost mówi o rozczarowaniu małżeństwem, Jacek nie chce z nią bywać na spotkaniach i rautach, nie chce wyjeżdżać do wód, do kurortów, ponadto znudzona już jest ciągłymi rozterkami męża związanymi z powinnościami artysty wobec ojczyzny. 

Jacek Malczewski, Natchnienie malarza, 1897, olej na płótnie, Muzeum Narodowe w Krakowie, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

Wtedy to, rozgoryczony Malczewski poznaje swoją przyszłą muzę, Jadwigę Marię Balowa, rudowłosą, posągową piękność, która nie kryje uwielbienia dla talentu artysty. Ponadto w 1896 roku Malczewski dostaje propozycję objęcia posady profesora rysunku w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych. Co prawda, wytrzymuje tam tylko cztery lata, jego wybuchowy charakter zderza się z krewkim rektorem  – Julianem Fałatem. Powraca tam dopiero gdy odchodzi Fałat, w 1912 roku, ale już jako rektor uczelni. Otwierając nowy rok akademicki wygłasza uduchowioną mowę o powinności artysty względem ojczyzny. 

Jacek Malczewski, etapie (Aresztanci), 1883, olej na płótnie, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

W tym okresie wciąż ważną rolę odgrywa młodsza od artysty o 25 lat Jadwiga Maria Balowa, artysta w niej szuka potwierdzenia swojego talentu malarskiego i dydaktycznego. Jednak po kilkunastu latach ukrywanego związku, w listopadzie 1913 roku, kobieta niespodziewanie zrywa kontakty z Malczewskim, kończy tym samym ich płomienny romans, jest trzydziestopięcioletnią, dojrzałą kobietą. Artysta, zbliżający się już do sześćdziesiątki, popada w kolejną fazę depresji. Jakby tego było mało, w kolejnych latach życia traci stopniowo wzrok.

Jacek Malczewski „Śmierć wygnańca” (zesłańca), 1889, olej na płótnie, źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

Gdy zbliża się do końca ziemskiej drogi chce przyjąć habit tercjarski trzeciego zakonu franciszkańskiego. W tej sprawie udaje się po poradę do swego przyjaciela brata Alberta. Ten, znając dobrze Malczewskiego odpowiada: „Jacek, ja cię znam, to jest nieszczere, bo ty jesteś esteta i chcesz nawet w trumnie ładnie wyglądać”. Malczewski jednak dopina swego, umiera jesienią 1929 roku dożywszy 75 lat, zostaje pochowany w habicie tercjarskim, jego łysa głowa w trumnie okolona jest franciszkańskim kapturem.

Jacek Malczewski, Błędne koło, 1895-1897, olej na płótnie. Wysokość: 174,0 cm, szerokość: 240,0 cm, Muzeum Narodowe w Poznaniu, źródło: www.mnp.art.pl

Tak, jak wspomniałem na początku, w moim przekonaniu, malarstwo Jacka Malczewskiego jest bardzo nierówne. Część jego obrazów sprawia wręcz wrażenie niedokończonych, przerwanych, inne mają brudną paletę barw. ponadto przeszkadza mi w nich nachalny symbolizm, tak jakby artysta chciał za wszelką cenę, by każdy jego obraz był przepełniony krzyczącą, romantyczną martyrologią wzbogaconą dodatkowo motywami baśniowymi.

Jacek Malczewski, Melancholia, między 1890 a 1894, olej na płótnie. Wysokość: 139,5 cm; Szerokość: 240,0 cm, Własność Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu, Rogalin, www.pinakoteka.zascianek.pl

Co do tego nie ma wątpliwości, że twórczość Jacka Malczewskiego jest w odbiorze bardzo wymagająca, bo bez znajomości kultury łacińskiej i helleńskiej nie zrozumiemy relacji łączących Thanatosa i ojczyzny, musimy wiedzieć czym jest Hades, kim Eurydyka, ubrana w szaty Polonii, kim jest Merkury, ze swoim magicznym kaduceuszem w dłoni, kim Orfeusz, jakie znaczenia ma  łódź Charona. Bez tej wiedzy nie potrafimy powiązać wizualnych przedstawień Malczewskiego z sarmackim heroizmem rycersko-husarsko-ułańskim. 

Jacek Malczewski, Introdukcja,  olej, płótno, wymiary: 332 × 232 cm, Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach, , źródło: www.pinakoteka.zascianek.pl  

Ale z drugiej strony, w dorobku artysty jest kilka obrazów, przed którymi mógłbym stać godzinami podziwiając geniusz artysty, to: „Introdukcja”, „Melancholia” i „Błędne koło”. Te obrazy nie mają sobie równych w historii malarstwa polskiego. Jeżeli miałbym wskazać, co definiuje nasze narodowe imaginarium, to w sztuce rodzimej na pewno znalazłyby się te trzy obrazy.

Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości Jacka Malczewskiego:




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych