Przejdź do głównej zawartości

Jubileusz, czyli Kronika Konika od kuchni.


Jubileusz jest okazją do różnego rodzaju podsumowań i deklaracji. A dziś taki mały jubileusz, 50 odcinek Kroniki Konika. Kiedy rok temu rozpoczynałem przedsięwzięcie obiecałem sobie kilka rzeczy. Miedzy innymi to, że cały projekt nie będzie miał charakteru akademickiego wykładu o sztuce, bo robię to na co dzień na uczelni. Dlatego w Kronice Konika porzucam perspektywę chłodnego badacza, o sztuce staram się pisać i opowiadać wyłącznie z pozycji zaangażowanego odbiorcy, który łączy sztukę z wrażliwością, talentem, pracowitością i kunsztem. Również staram się nie mówić i nie pisać o sprawach, które mnie średnio interesują, bądź wręcz nie podobają mi się w sztuce, tym samym, całe przedsięwzięcie jest wolne od polityki, sporów ideologicznych czy religijnych. 

Marco Grassi, „Captivity” (detal), oil on canvas, źródło: www.marcograssipainter.com

Dlatego też, kiedy pojawiały się komentarze, które zmierzały w stronę bezowocnych sporów i dyskusji, starałem się je delikatnie przerywać, wskazując na neutralność mojego projektu w tym zakresie. Oczywiście przystępując do tego przedsięwzięcia miałem określony cel. Przede wszystkim chciałem zwrócić uwagę, że opinie, które często wygłaszamy o sztuce bazują na pewnych uproszczeniach i uogólnieniach. 

Bruno Walpoth, "La voce del silenzio" 2008, orzech, ©Bruno Walpoth

Można tu wyróżnić dwa stanowiska: pierwsze zakłada, że cała sztuka współczesna pozbawiona jest wartości, więc szkoda czasu, by szukać wśród tandety i krzykliwego bezguścia czegoś interesującego, bo i tak pewnie nic tam nie znajdziemy. Za to dawniej bywało inaczej... Drugie stanowisko zakłada coś zgoła odmiennego, a mianowicie to, że jedynie sztuka ostatnich dekad ma nam coś ważnego i aktualnego do przekazania, zaś to, co powstało w wiekach minionych jest wyłącznie archaicznym przeżytkiem, nudnym i pozbawionym znaczenia, jest muzealnym obiektem, który wzrusza jedynie jajogłowych historyków sztuki pykających fajkę i opowiadających o różnego rodzaju - izmach. 

Damian Lechoszest, „Threshold”, 36x24 inches, oil on linen canvas, źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

Wiele odcinków Kroniki Konika poświęciłem zarówno żyjącym artystom, których twórczość mnie zachwyciła, jak i dziełom, które powstały przed wiekami a ich estetyczna siła rażenia, mimo upływu czasu, nie maleje. Ale Kronika Konika miała w zamiarze przybliżenie przede wszystkim sztuki współczesnej, która nie wiedzieć dlaczego, często w przekazie jest „dęta” bądź zupełnie spłycana i trywializowana. Zarówno w kolejnych wpisach, jak i podcastach, w luźną formę gawędy, starałem się wpleść sprawy ważne i przybliżające omawiany temat. 

Serge Marshennikov, Innocent Dream, 2010, 80 x 80 cm, oil on Canvas, źródło: https://serge-marshennikov.tumblr.com, Copyright © by Serge Marshennikov

Każdy kolejny wpis i podcast, był taką stacją przystankową w podróży przez świat sztuki, stacje te były wyznaczone przez ważnych dla mnie artystów. Ich dzieła traktuję jak szeroko otwarte okna, za którymi rozpościera się kraina wyobraźni, fantasmagorii i emocji. Tam są ulokowane moje marzenia i wizja świata takiego, jakim chciałbym go widzieć. Nie będę ukrywał tego, że sztuka czasów minionych jest dla mnie bardziej przyjazna. Być może to zwykły truizm, stwierdzający, że kiedyś było lepiej, ale tak właśnie to postrzegam. 

Vicente Romero Redondo, Untitled, 81×65 cm. Pastel on paper attached to board, żródło: https://vicenteromero.wordpress.com

Po prostu łatwiej się wtedy żyło, bo sztuka była pokarmem dla duszy, dzisiaj w większości przypadków postrzegam ją jako truciznę dla duszy. Odwiedzając galerie sztuki współczesnej mam czasem wrażenie, że poruszam się po labiryncie, bez mapy, planu, co więcej, ten labirynt nie ma okien, przez które mógłbym wyjrzeć na zewnątrz celem orientacji. Kolejne pokoje, które odwiedzam, są jak z „Imienia Róży” Umberto Eco, pełne pustych pokoi, schodów, półpięter, jeżeli coś dostrzegam, to okazuje się, że to krzywe zwierciadło, które odbija mój zniekształcony wizerunek. W sztuce współczesnej od czasów awangardy została przekroczona jakaś granica, efektem czego spotykam dzieła sztuki w galeriach, które z trudnością mogę wyróżnić wśród rzeczy pospolitych, co więcej przekonuje się mnie, że tak właśnie być powinno, spotykam dzieła sztuki, które wręcz epatują brzydotą, obrzydzeniem, które jak lepka wydzielina przykleja się do mnie. 

Fabian Perez, English Rose VII, akryl na płótnie, źródło: https://www.facebook.com/FabianPerezArt

W ten układ krwionośny sztuki współczesnej został wpuszczony jakiś wirus, który infekuje kolejne pokolenia artystów, którzy przekonują mnie, że mają coś ważnego do przekazania. Ale dla mnie to obietnica, która podszyta jest zwykłym oszustwem. Wystarczy sięgnąć po dowolny katalog sztuki współczesnej, można tam w zasadzie dowolnie żonglować podpisami pod poszczególnymi obrazami, bo są napisane na takim poziomie ogólności, że w zasadzie pasują do każdego prezentowanego dzieła. To tylko mały cytat z tych opasłych katalogów: „W obrazach artysty uwydatnia się węzłowy paradygmat przestrzeni trangresyjnej, coś na wzór aporetycznego procesu kreowania istniejących realności quasilokalnych tożsamości, przy jednoczesnej syntagmatycznej renormalizacji i rewalidacji przestrzeni performatywnej. Obrazy te to forma diagramu przestrzeni modalnej w estetyce kontekstowych predykatów semantycznych bytów, które w koniunkcji hermeneutyki wielorakiej rewalidacji znaku są doskonałym przykładem kontygenności wypowiedzi zaangażowanej, przy jednoczesnej zmienności jej funkcji i strategii artystycznej”.

Andrei Zadorine, Forest, 120x200, 2009, źródło: www.andreizadorine.com

    Jak czytam tego rodzaju komentarze postrzegam jako zwykłe oszustwo, które ma na celu wmówienie odbiorcom, że nie mogą mieć samodzielnego dostępu do świata sztuki, bo jest skomplikowany i wymaga przewodnika w postaci krytyków, estetyków, czy też samych artystów, którzy musza tłumaczyć, co właściwie chcieli przekazać w akcie twórczym. Odbiorcy muszą zatem wierzyć w to, co tam zadekretowano, jak niewiele z tego są w stanie zrozumieć, to tym lepiej, bo będą utwierdzeni w przekonaniu, że świat sztuki jest hermetyczny i zamknięty a dostęp do niego mają wyłacznie ci, którzy posiedli jakąś wiedzę tajemną. 

Zdzisław Beksiński, XXX, 1984, olej na płycie pilśniowej, 132 x 98 cm, kolekcja prywatna, źródło: (dmochowskigallery.net)

I właśnie Kronika Konika jest próbą wyjścia z tej matni, próbą samodzielnych poszukiwań tego, co dla mnie akurat wartościowe, niezależnie od tego, co na ten temat powiedziano czy napisano. Niejednokrotnie pod prezentowanymi przeze mnie dziełami umieszczane były komentarze mające na celu dyskredytację, a nawet insynuacje, że ta forma sztuki to infekowanie odbiorcy tym, co już dawno zdyskredytowano, przetrawiono i wydalono w sztuce. Z taką argumentacją trudno mi dyskutować, a nawet nie chcę, bo nie jest moim celem przekonywanie kogokolwiek do swoich racji. Jedyny cel, to uchylenie pewnej formy kurtyny, która zdaje się zasłaniać w sztuce współczesnej niektóre dzieła, które ze względu na kunszt wykonania, a i często tematykę, zostały wypchnięte z ogólnego obiegu, przestrzeni galeryjnych i funkcjonują w obiegu wyłącznie kolekcjonerskim czy w internecie.  

Tomasz Alen Kopera, P15, 2015, 122 x 92 cm, olej na płótnie, źródło: www.arteclat.com/gallery/kopera

Kiedy rok temu rozpoczynałem projekt Kronika Konika, czyli opowieści o sztuce, która mnie urzekła, w której zakochałem się od pierwszego wrażenia, nie sądziłem, że tego rodzaju zajęcie da mi tyle satysfakcji, głównie z tego powodu, że udało mi się nawiązać osobiste kontakty z wieloma artystami. Zawsze, gdy omawiałem współczesnego artystę, starałem się zadbać o to, by zdjęcia umieszczane Kronice były publikowane za zgodą samego artysty, bądź właściciela dzieła. Dlatego też, zawsze przygotowując kolejny odcinek, o ile był on poświęcony współczesnemu artyście, starałem się skontaktować z bohaterem odcinka. 

Pino Daeni, Deborah Revisited, 2005, olej na płótnie, źródło: artshopnc.com/artist/pino-art

W większości przypadków, twórcy znani mi dotychczas z galerii, z aukcji, czy z internetu okazywali się przemiłymi i skromnymi ludźmi, bywało nawet, że dziękowali mi, za popularyzację wiedzy na temat ich twórczości. W niektórych przypadkach wymienialiśmy ciekawą korespondencję (na przykład z Jakubem Różalskim na temat relacji między malarstwem digitalnym i tradycyjnym, ze  Stanisławem Żołądziem i Michałem Jasiewiczem na temat warsztatowych trudności związanych z akwarelą, z Bruno Walpothem na temat specyfiki rzeźby w drewnie, tajników polichromii, czy z synem Minoru Nomaty na temat... zabytków Krakowa i współczesnej sztuki polskiej). Po drodze wydarzały się też zaskakujące historie. Kiedy przygotowywałem odcinek poświęcony twórczości Tomasza Alena Kopery, tradycyjnie napisałem do artysty, prosząc o pozwolenie użycia reprodukcji jego obrazów w Kronice. Artysta udzielił mi zgody, przy okazji gratulując mi podcastu o Wyczółkowskim, którego twórczość, jak się okazało, bardzo ceni. Chcąc się zrewanżować zaproponowałem artyście, że wyślę mu dwutomową pracę o Wyczółkowskim mojego autorstwa, prosząc jednocześnie o podanie mi adresu w Irlandii, bo przeczytałem w biogramie, że Tomasz Alen Kopera mieszka obecnie na Zielonej Wyspie. Otrzymałem odpowiedź, że ta informacja z biogramu jest już nieaktualna, bo artysta powrócił do Polski, wybudował dom z pracownią i podaje właśnie adres do wysyłki. Okazało się, że jesteśmy sąsiadami, Tomasz Alen Kopera mieszka kilka kilometrów od mojego domu. Tak więc niezwłocznie umówiliśmy się na spotkanie, potem miałem okazję spojrzeć na jego obrazy w pracowni, przejść z artystą na ty i porozmawiać o sztuce. 

Michał Jasiewicz, Untitled, akwarela na papierze, źródło: www.michaljasiewicz.com


Tego rodzaju rozmowy i wydarzenia powodują, że prowadzenie Kroniki Konika, która pochłania wiele czasu i wymaga ogromnego nakładu pracy, wydaje się ważnym przystankiem w moim życiu. Kilka takich momentów już niestety bezpowrotnie przegapiłem, na przykład wtedy, kiedy miałem okazję poznać osobiście Jerzego Dudę-Gracza, Zdzisława Beksińskiego czy Eugeniusza Geta-Stankiewicza, z nimi już nigdy nie porozmawiam, nie zobaczę ich przy sztalugach. Dzięki Kronice jestem teraz mądrzejszy o tego rodzaju doświadczenia, bo dzięki temu projektowi, miałem okazję poznać jednych z najzdolniejszych rzeźbiarzy współczesnych: Bruno Walpotha i Jacoppo Cardelliego, jednych z najlepszych malarzy współczesnych we Włoszech: Marco Grassiego i Roberta Ferriego, wybitnych akwarelistów: Stanisława Żołądzia i Michała Jasiewicza, jednego z najbardziej utalentowanych malarzy kubańskich Alberto Hernández Reyesa, a także czołowych twórców z kręgu digital artu: Jakuba Różalskiego i Tomasza Strzałkowskiego, a także Damiana Lechoszesta, Dawida Planetę czy też oszczędnego w słowach Dawida Figielka. Tego rodzaju spotkania, nawet jeżeli były tylko w formie korespondencji, są czymś dla mnie czymś wyjątkowym i bezcennym.

Vladimir Volegov, THE PEASANT GIRL FROM IBIZA, 50x61 cm, oil on canvas, źródło: www.volegov.com

      Tak się złożyło, że 50 odcinek Kroniki Konika zbiega się też z końcem roku. A tego rodzaju okazje służą różnym zestawieniom, słuchamy list przebojów, chwalimy się sukcesami z minionego roku, wskazujemy na rzeczy wartościowe, które udało nam się zrealizować. Choć to zadanie wyjątkowo karkołomne, a może nawet i trochę osobliwe, postanowiłem wybrać z 50 odcinków Kroniki Konika kilka dzieł sztuki, które mnie niezmiennie elektryzują i powodują, że w kontakcie z nimi zatrzymuje się cały świat, wtedy to spędzam milczące chwile czując wręcz, że dokonuje się skok w jakąś otchłań estetyczną. 

Stanisław Żołądź, 1665 Oväder, akwarela na papierze, 75 x 105 cm, źródło: https://www.zoladz.se

Wybranie tych prac okazało się karkołomnym przedsięwzięciem, bo założyłem, że wybiorę tylko po jednej pracy  z omawianych artystów, czyli tę, do której wracam najchętniej. Na początku, sądziłem, że to wyłącznie gra z moją wyobraźnią i wrażliwością, ale po czasie dostrzegłem, że ta niewinna zabawa przybiera postać tzw. porządkowania strychu pamięci i wyobraźni, tam musiałem poustawiać artefakty na odpowiednich półkach, każde przesunięcie, przestawienie, czy ulokowanie dzieła wiązało się z namysłem, refleksją a czasem nawet z nostalgią. 

Dino Valls, NECESSITAS. Detail. Oil, gold leaf and silver leaf / wood, 130 x 100 cm. 2009, źródło: www.dinovalls.com

Może będzie to też okazją dla tych, którzy czytają ten wpis, by sięgnąć po archiwalne odcinki Kroniki Konika. Na ile wystarczy mi sił i czasu, by kontynuować przedsięwzięcie? Tego nie wiem, wiem tylko, że w planach mam na dziś czekających w kolejce około 120 artystów, a lista ta z każdym tygodniem się wydłuża. 

Alberto Hernández Reyes, Impermanencia VIII, 60cm x 80cm (2011), źródło: www.albertohreyes.com

Dziękuję niniejszym tym wszystkim, od których w minionym roku otrzymywałem miłe słowa, a także wskazówki i porady. Dziękuję również tym, którzy mnie dopingowali i w tej drodze przez fascynujący świat sztuki mi towarzyszyli. 

Dawid Figielek/Timorinelt, Untitled, olej na płótnie, źródło: Dawid Figielek

Dziękuję przede wszystkim tym, którzy znaleźli czas, by przeczytać kolejne odcinki czy wysłuchać podcastów, a potem sugerowali zmiany, wprowadzali korekty, czy przekazywali opinie krytyczne, dzięki ich życzliwości i pomocy udało mi się odbyć tą fascynującą podróż przez świat sztuki. 

Roberto Ferri, NARCISSUS, olio su tela,150 x 110 cm, 2017, źródło: www.robertoferri.net

Bez niej moja rzeczywistość byłaby jakaś niepełna.


zapraszam do wysłuchania jubileuszowego podcastu:



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Alfons i jego kobiety. Rzecz o twórczości Alfonsa Muchy.

Bywa i tak w historii, że te same rzeczy odkrywane są co jakiś czas. Na przykład idea   demokracji wynaleziona przez starożytnych Greków w ateńskiej polis, jako ustrój państwa, została zarzucona w historii na wiele wieków i ponownie odkryta w czasach nowożytnych. Podobnie było z wynalazkiem papieru, który został wynaleziony w Chinach przez kancelistę na dworze cesarza He Di z dynastii Han, około 105 r. n.e i ponownie odkryty w Europie po niemal 1000 lat. W pewnym sensie podobnie jest z twórczością Alfonsa Muchy. Ten genialny ilustrator, grafik, malarz i rzeźbiarz był sławą Paryża, Wiednia, Pragi na początku XX wieku. Jednak z czasem jego blask słabł, został pokryty kurzem zapomnienia i pewnie odszedłby w niepamięć, gdyby nie pewne wydarzenie. Alfons Mucha, Fate, 1920, olej na płótnie, 51,5 x 53,5 cm, Muzeum Alfonsa Muchy w Pradze, źródło: http://masterpieceart.net/alphonse-mucha  Na początku 1963 roku największe muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego w Londynie czyli Muzeum Wiktorii i