Powszechnie uważa się, że ciężką pracą dochodzi się do zamierzonych efektów. Osobiście uważam, że do zamierzonych efektów potrzeba jeszcze czegoś dodatkowego, a mianowicie szczęścia, dobrego losu, który nam sprzyja. Tego zabrakło Annie Bilińskiej-Bohdanowicz. Wytężona praca, determinacja, pokora nie wystarczyły, by osiągnęła to, co wymarzyła. Zły los zdecydował, że jej marzenie o prawdziwej szkole rysunkowej dla kobiet nigdy nie powstanie. Bilińska umiera nie dożywszy nawet 40 lat. Co więcej, dzisiaj Anna Bilińska, z niewiadomych dla mnie względów, jest prawie nieznana na gruncie sztuki polskiej. Gdy losowo wybranym znajomych poprosiłem, by wymienili mi trzy polskie malarki uzyskałem prawie te same odpowiedzi: Olga Boznańska i Zofia Stryjeńska. W jednym przypadku usłyszałem też o Julii Fałat, podobnie jak kiedyś na egzaminie z historii filozofii od studentki usłyszałem o niemieckiej filozofce Heldze, kiedy chodziło o Hegla. W każdym razie nikt z pytanych nie wskazał na Annę Bilińskią-Bohdanowicz. A wielka szkoda, bo to wyjątkowa artystka. Zwłaszcza portrety jej autorstwa są urzekające i warte przypomnienia.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Autoportret, 1887, olej, na płótnie, 117 x 90 cm, Muzeum Narodowe w Krakowie |
Anna Bilińska przyszła na świat w Złotopolu w 1857 roku. Od losu dostała ten przywilej, że miała kochającą rodzinę i zamożnego ojca, który od najmłodszych lat przypatrywał się córce. Gdy miała zaledwie kilka lat, rodzice zgodnie orzekli: Ania będzie pianistką, bo zdradza pewne zdolności muzyczne. Kiedy sprowadzony z Wilna nauczyciel nauki gry na fortepianie tłumaczył jej teorię muzyki, Ania ziewając rysowała na kartkach papieru to, co akurat było w jej zasięgu wzroku. Gdy ojciec ujrzał te rysunki wiedział już, że rysunek jest tak naprawdę tym, co ją interesuje. Dlatego też bez wahania opłaca jej prywatne lekcje rysunku u samego Michała Andriolli, znanego ilustratora z Wilna, który współpracował z wydawcami z Londynu i Paryża.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Murzynka, 1884, olej na płótnie, 48.5 x 60 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie |
Było to o tyle osobliwe, że w tym okresie uważano, że wykształcenie córki winno ściśle korelować z zamążpójściem, edukacja zatem była pewną formą intelektualnego posagu, ale w pewnych rozsądnych granicach. Wykształcenie dziewczyny nie mogło onieśmielać a więc i zniechęcać potencjalnego kandydata na męża. Zupełnie inaczej uważał ojciec Bilińskiej. W córce widział kogoś ambitnego i zdeterminowanego, kogoś kto chce wyjść poza schemat kobiety matki i oddanej żony. Gdy Ania Bilińska kończy 18 lat jest już na tyle przygotowaną w rysunku, by zastukać do jedynej liczącej się wtedy prywatnej szkoły, do szkoły, która otwiera drzwi do wielkiej sztuki – czyli do Prywatnej Klasy Rysunkowej Wojciecha Gersona w Warszawie.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Nad brzegiem morza, 1886, olej na
płótnie, 60 x 50 cm, Muzeum Narodowe w Krakowie |
Nie była to wtedy łatwa sprawa, bo Gerson uczył głównie chłopców, zaś prywatna żeńska klasa rysunkowa była elitarnie mała, na dodatek z zupełnie innym programem nauczania. Jednak Bilińskiej się udaje. Rozpoczyna studia pod bacznym okiem Gersona. Musiała być faktycznie bardzo dobra, bo wyjątkowo krytyczny wobec swoich studentów Wojciech Gerson zezwala jej zaledwie po dwu latach terminowania pokazać już pierwszą pracę w Zachęcie. Nie zdarzało się to nawet w męskiej klasie rysunkowej. Bilińska zostaje dostrzeżona przez krytykę artystyczną, pojawiają się pierwsze wzmianki na jej temat w prasie. Ojciec Bilińskiej jest dumny z córki, choć żałuje, że porzuciła lekcje muzyki. Mimo to w 1882 roku funduje jej półroczny wyjazd do Monachium, Salzburga i Włoch.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Ulica Unter den Liden w Berlinie,
1890, olej na płótnie, 82 x 60 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie |
W Monachium młoda malarka jest pod wrażeniem polskiej kolonii artystycznej, niemal codziennie odwiedza pracownię Józefa Brandta. Ten jej radzi, by wyjechała do Paryża, gdyż Monachium ją zepsuje i szybko jej zapał przerodzi się w gnuśność. W Paryżu wita ją Józef Chełmoński, jest u szczytu sławy, jego rubaszność, bezpośredniość i charyzma sprawiają, że się zaprzyjaźniają. Starszy o osiem lat Chełmoński traktuje Bilińską jak młodszą siostrę, pomaga jej urządzić się w Paryżu i zacząć studia na Académie Julian, prywatnej szkole malarskiej, założonej przez Rodolphe'a Juliana, to jedno z niewielu miejsc, gdzie mogą studiować kobiety. Bilińska nie musi, tak jak w Monachium Zofia Stryjeńska, udawać studenta Tadzia Grzymałło Lubańskiego, by móc studiować malarstwo. W paryskiej akademii zostaje również szybko zauważona przez jej założyciela, jest doskonale przygotowane przez Gersona, dlatego nie dziwi fakt, że już na pierwszym roku w corocznej wystawie Noir et Blanc dostaje złoty medal za portret wykonany węglem.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, W oknie, 1890, olej na płótnie |
Rok potem dostaje ponownie złoty medal za autoportret. W kolejnym roku ponownie dostaje laur zwycięstwa na wystawie w Royal Academy w Londynie i pierwszą nagrodę na międzynarodowej wystawie w Berlinie. Bilińska jest pierwszą Polką studiującą malarstwo w Paryżu i od razu zdobywa nagrody. W 1884 roku umiera niestety jej ojciec, a studia i życie w Paryżu są drogie. Bilińska decyduje się wykorzystać to, co dostała w młodości, udziela paryskim dzieciom lekcji gry na fortepianie. W tym okresie mieszka i pracuje w wynajętej pracowni o powierzchni 5 metrów kwadratowych. W nocy składa sztalugi i rozściela posłanie na podłodze. Nauczyciele Akademii widząc talent Bilińskiej i jej determinację zwalniają ją z większości opłat, co więcej jako studentce władze uczelni proponują, by prowadziła jedną z klas rysunkowych.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Akt męski w półpostaci, 1885, olej
na płótnie, 95 x 67 cm, Muzeum Narodowe w Warszawie |
Trwa dobra passa, Bilińska niespodziewanie dostaje spadek po Klementynie Krassowskiej, zmarłej przyjaciółce jeszcze z czasów szkoły Gersona. Wreszcie ma środki, by studiować ale i też podróżować, wybiera plenery w malowniczej Bretanii, sprzedaje też większość namalowanych tam obrazów. Jest też szczęśliwie zakochana w malarzu Wojciechu Grabowskim. Rozumieją się bez słów, podzielają pasję malarską. Ale, jak to bywa najczęściej, gdy wydaje się, że stan błogości i szczęścia jest czymś danym na zawsze, przychodzi znienacka cios. Nagle umiera jej narzeczony. Artystka popada w depresję, nie chce zaakceptować straty.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Autoportret, 1884, olej na płótnie, 128 x 90,7 cm |
Na szczęście znajomi biorą ją pod skrzydła i przez dwa lata starają
się, by mogła się podnieść po śmierci ukochanego. Bilińska jakby się wybudzała
z letargu, na nowo chwyta za pędzel, malowanie traktuje jak formę autoterapii. I
to chyba skuteczne, bo gdy kończy 35 lat wychodzi za mąż za lekarza
praktykującego w Paryżu, to Polak, doktor nauk medycznych Antoni Bohdanowicz.
Widać, że Bohdanowicz jest mocno zakochany w Bilińskiej, bo porzuca karierę
paryskiego lekarza i akademika i wraca z żoną do Warszawy. Bilińskiej marzy się
stworzenie podobnej szkoły, jaką prowadził w Warszawie Gerson, ta jednak chce
ją dedykować głównie dla kobiet. Ma paryskie doświadczenie w tej materii, jest
odpowiednio przygotowana i praktycznie i teoretycznie i co najważniejsze ma
wreszcie środki, by zrealizować projekt-marzenie. Jednak los pisze zupełnie
inny scenariusz. Anna Bohdanowicz-Bilińska umiera na serce dożywszy ledwie 36
lat. Rok dłużej żył Vincent van Gogh. Zdruzgotany mąż Bilińskiej opuszcza
Warszawę i jako lekarz podejmuje pracę w kopalni miedzi w Kalifornii. Nie może
zapomnieć o zmarłej żonie i wydaje książkę zatytułowaną „Anna Bilińska.
Kobieta, Polka i artystka w świetle jej dziennika i recenzji wszechświatowej
prasy”. Chce, by pamięć o przedwcześnie zmarłej
artystce była pielęgnowana.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Starzec z książką, 1884, olej na płótnie, 81 x 69 cm, Lwowska Galeria Sztuki |
Trudno dziś mówić o Annie Bilińskiej nie uwzględniwszy kontekstu historycznego, który dla nas jest dziś mało czytelny. Nie zdajemy sobie sprawy ile musiało kosztować artystkę wydobycie się z kokonu powszechnie rozumianego schematu kobiecości, pokazanie sobie i innym, że kobieta też może chwycić z powodzeniem za pędzel i malować. Bilińska była uparta i miała własne zdanie, nie szła też za modą. Mogła studiować w Krakowie w pracowni Matejki, jednak propozycje odrzuciła wybierając Paryż. Będąc zaś w Paryżu nie uległa modzie na impresjonizm, którego zbytnio nie ceniła. A wszystko to działo się wtedy, kiedy kobiecość utożsamiana była z bezradnością, słabością i zależnością. Artystka żyje jakby w poprzek tych przekonań, jest niezależna, wie czego chce, stwarza wokół siebie przestrzeń wolności, potrafi nawet nakłonić męża, by dostosował swe życie do jej planów. Jej odwaga, determinacja, upór są czymś niesamowitym.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Kopciuszek, 1884, olej na płótnie, kolekcja prywatna |
Ale też trudno
uznać jej niezależność za formę emancypacji. We wspomnieniach pisała: „Nie
lubię̨ emancypantek — tych z krótkimi włosami, co udają̨ mężczyzn i brawurą
osiągnąć́ chcą szczęście myślą̨”. Bilińska chciała wyłącznie wolności twórczej,
chciała realizować się przez sztukę, cała reszta ją nie interesowała. Osobiście
uważam, że Anna Bilińska jest jedną z najlepszych i najbardziej interesujących
artystek polskich końca XIX wieku. To wielka marzycielka o ogromnej sile
osobowości, dlatego też nie wiem skąd się bierze ta marginalizacja Bilińskiej w
Polsce. Może wynika to z faktu, że jej doskonałe obrazy znajdują się poza
granicami Polski i są głównie w rękach prywatnych kolekcjonerów? Dla mnie siłą
obrazów Bilińskiej jest jej doskonałe panowanie nad kolorem, oraz jakaś
niewidzialna więź łącząca artystkę z portretowanymi osobami.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Wieśniaczka z dzieckiem, 1891, pastel, Muzeum Narodowe w Warszawie |
Jej portrety
bazują na doskonałej obserwacji modela, na próbie wydobycia aparycji, wnętrza,
psychologii postaci. Do tego dochodzi doskonałe odwzorowywanie faktur, mało kto
w tym okresie jest jej równy w oddaniu sukni, materii, połysku. Tak malować
potrafi tylko Bilińska. Dodatkowo jej portrety ukazują zazwyczaj postać w naturalnej
pozie, nie ma w nich teatralności, nadęcia, sztuczności. Bilińska maluje tak,
jakby skrycie kogoś podglądała, nie ma w tych portretach momentów pozowania i
inscenizacji. Ponadto jej obrazy ukazujące sceny rodzajowe są pełne światła, rozedrganego
powietrza. W słynnym obrazie „Bretonka na progu chaty” Bilińska zamienia się w
maga, który z pędzlem w dłoni panuje nad słońcem.
Anna Maria Bilińska-Bohdanowiczowa, Bretonka nad progu domu, 1889, olej
na płótnie, 55 x 38 cm, Muzeum Narodowe we Wrocławiu |
Co prawda, obraz pełen
impresyjnych gam świetlnych oddala się od realizmu, ale mimo tego, doskonale
wiemy na podstawie tego co widzimy, że scena przedstawia upalny dzień w
ogrodzie, pełen sielanki i wakacji. Mam wrażenie, że w tle słyszę pracujące
pszczoły i śpiewające ptaki. Tak malowali najwięksi mistrzowie pędzla. Wśród
nich jest i mistrzyni: Anna Bilińska-Bohdanowicz. Obyśmy o niej nie
zapomnieli.
Zapraszam do wysłuchania podcastu poświęconego twórczości Anny Bilińskiej-Bohdanowicz:
Komentarze
Prześlij komentarz