Przejdź do głównej zawartości

Damian Lechoszest. Sztafeta przez płotki z pędzlem w dłoni.

    Współczesny amerykański malarz Morgan Weistling jest mało znany w Polsce, a jeżeli już jego nazwisko jest gdzieś kojarzone, to głównie z branżą filmową, bo Wistling był przez lata twórcą plakatów filmowych realizowanych w Hollywood, do takich filmów jak „Akademia Policyjna” czy „Terminator”. Morgan Weistling w pewnym momencie życia porzucił zawód ilustratora filmowego i zajął się malarstwem. Za jego sukcesem w Ameryce stoją dziś przynajmniej dwa powody. Powodem pierwszym jest tematyka obrazów Weistlinga, artysta maluje głównie sceny rodem z Dzikiego Zachodu, ilustruje pierwszych osadników czy wojnę secesyjną, z całym sztafażem strojów i rekwizytów. Amerykanie kochają taką tematykę, która dla nas jest dość egzotyczna i, nie ma co ukrywać, mało pociągająca. Drugim powodem sukcesu Weistlinga jest jego warsztat pracy, bo artysta maluje w stylu dawnych mistrzów. Jak sam przyznaje w jednym z wywiadów, nie byłby nigdy malarzem, gdyby na swej drodze nie spotkał Freda Fixlera, który prowadził szkołę malarstwa w Resudzie w Kalifornii. Fixler,  w odróżnieniu od większości pedagogów artystycznych drugiej połowy XX wieku, używał starych, klasycznych metod i nauczał w duchu tradycyjnego realizmu, uczył jak pracować ze światłem, odpowiednią kompozycją obrazu, chromatyka barw. Sędziwy nauczyciel w Morganie Weistlingu dojrzał ogromny talent, dlatego z czasem pracował już z nim indywidualnie. Dziś Morgan Weistling jest spełnionym  artystą i w pewnym sensie kontynuuje misję, którą przejął od Freda Fixlera: wyszukuje wyjątkowo utalentowanych artystów, którzy chcą nadal, wbrew panującej modzie, malować w podobnym stylu. I to Morgan Weistling odkrył w pewnym sensie Damiana Lechoszesta, o którym dzisiaj chciałbym opowiedzieć. 
Damian Lechoszest, „Grandma's Pearls”, 30x16 inches, oil,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

Twórczość tego młodego artysty urodzonego w Raciborzu postrzegam właśnie w swoistej formie sztafety artystycznej, Fixler przekazał pałeczkę Weislingowi, ten zaś włożył ją w dłoń Damianowi Lechoszestowi, który konsekwentnie biegnie co sił na bieżni sztuki. Po drodze pokonuje liczne płotki, jako przeszkody, bo niejednokrotnie jego twórczość spotyka się z krytyką, która z dezaprobatą wypowiada osąd w stylu: to wszystko już było, przez lata odbiorcy byli karmieni tą formą malarstwa, po co odgrzewać te stare kotlety, nie lepiej szukać nowych ścieżek, eksperymentować, pracować w duchu nowości? 
Damian Lechoszest „New Friends”, 2017, 30x20 inches, oil on linen,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

Damian Lechoszest zdaje się nie słyszeć tych okrzyków zniechęcenia, biegnie co sił do mety, na której widzi po prostu klasyczne piękno, które jest celem jego sztuki i poszukiwań twórczych. Kibicuję mu mocno, bo jego obrazy podobają mi się bardzo. A kim jest Damian Lechoszest? Artysta urodził się w 1976 r. w Raciborzu, po liceum Ukończył Politechnikę Opolską w 2002 roku. Równolegle do studiów na Politechnice uczęszczał na zajęcia z malarstwa praktycznego w Liceum Plastycznym w Opolu. Obok kształcenia zdolności warsztatowych starał się też równolegle studiować to, co ogólnie zwie się psychologią percepcji, neurologią widzenia, czyli wiedzę z zakresu nauk przyrodniczych, by móc dowiedzieć się jak reaguje ludzkie oko na obraz, w jaki sposób rejestruje i przetwarza dla umysłu bodźce wizualne. Być może wziął sobie do serca zalecenia Leonarda da Vinci, który w „Traktacie o malarstwie” radził, by każdy adept malarstwa najpierw stał się przyrodnikiem, a dopiero potem artystą.

Damian Lechoszest, „Winter Twilight”, 30 inches x 24 inches, oil on linen,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

 Droga do sztuki Damiana Lechoszesta zaczęła się od podziwiania dzieł sztuki, jak sam przyznaje w jednym z wywiadów: „W młodości zafascynowałem się realizmem fantastycznym, Teraz wiem, że w tej formie sztuki wrażenie robił na mnie warsztat”. Dlatego też, Lechoszest, wzorem dawnych mistrzów, wie, że sam talent nie wystarczy do tego, by być artystą, dlatego też przez długie lata odkrywał tajniki warsztatowe, przez żmudne godziny kopiowania, rysowania, szukał własnego środka wyrazu. W tych mozolnych poszukiwaniach, pomagał mu wspomniany wcześniej Morgan Weistling. Przed laty Damian Lechoszest wysłał mu kilka zdjęć swoich obrazów. Wśród tych, które zostały mu nadesłane z całego świata uznał, że najbardziej utalentowanym młodym artystą jest właśnie Lechoszest z Polski. Od tego czasu relacje między nimi opierają się o starą sprawdzoną metodę: mistrz - uczeń.

Damian Lechoszest, „Threshold”, 36x24 inches, oil on linen canvas,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

  Damian Lechoszest przyznaje: „Morgan jest moim przewodnikiem, wytyka mi słabsze sfery, nad którymi muszę jeszcze popracować, przy tym, jest bardzo krytyczny. Jestem w stanie zniszczyć duży obraz i zacząć zupełnie go od nowa, jeśli wiem na czym polega problem i jak go rozwiązać”. Po trudnych latach poszukiwań artysta doszedł do rzeczy wielce pożądanej w twórczości, wypracował swój styl, wie w jakiej tematyce obrazów dobrze się czuje i co najważniejsze, wie, jaką formą sztuki chce oddziaływać i jaki efekt osiągnąć. Niewątpliwie pomogła mu w tym wiedza zaczerpnięta z psychologii percepcji. Sam przyznaje, że „Człowiek widzi jedynie obraz wytworzony przez swój mózg, nigdy nie jest to odzwierciedlenie rzeczywistości. Staram się zatem malować piękno uniwersalne, ograniczam symbolizm w mojej twórczości do archetypowego, zakorzenionego w świadomości zbiorowej. Ważny jest tu obszar, w którym mózg domalowuje brakujące fragmenty”. I ten moment pobudzenia wizualnego i niedookreślenia stanowi siłę jego obrazów. Zwłaszcza jeżeli chodzi o portrety, które są ulubionym tematem artysty. 

Damian Lechoszest „Longing”, 44x28 inches, oil,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

W portrecie ważne jest nie to, co widoczne, ale to, co kryje się pod sferą widzialności, a więc aparycja modela, jego cechy charakteru, temperamentu. Wydobycie tej nitki, tego wątku, który musi podjąć odbiorca, by dopowiedzieć dalszą historię zainicjowaną na obrazie, wydaje się czymś naturalnym, jednak skonstruowanie obrazu o takiej strukturze jest czymś szalenie trudnym i wymagającym, nie tylko mistrzowskiego opanowania warsztatu, ale także dużej wiedzy z zakresu psychologii percepcji. Sam artysta przyznaje, że często osoby portretowane wskazywały, że portret spod jego pędzla jest paradoksalnie bardziej realny niż rzeczywistość, czy fotografia. I w tym tkwi ogromna siła portretu, w przypadku twórczości Damiana Lechoszesta, realizowana w sposób iście mistrzowski. 

Damian Lechoszest „Melody” 20x16 inches, oil on linen canvas,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

To, co cenię ponadto w jego twórczości, to własne zdanie artysty, który nie bacząc na panujące mody, trendy, czy opinie innych, realizuje się twórczo w tym, co osobiście czuje i kocha, jak choćby w polskim folklorze. Sceny z życia wsi polskiej, tak chętnie podejmowane w malarstwie Młodej Polski, wydawać się mogło, że przebrzmiały w sztuce bezpowrotnie, wyczerpały się. A dziś, pomimo tego, że przedstawiana wieś na obrazach Lechoszesta istnieje jedynie we wspomnieniach i wyobraźni, wraca z ogromną siłą rażenia, fascynuje, jest w niej jakaś nuta nostalgii i niespotykanego już dziś piękna wsi wśród dachów krytych eternitem i chat obwieszonych talerzami anten satelitarnych. Sam artysta przyznaje: „Mam pewien sentyment do takich tematów. Chcę  również w pewien sposób ocalić od zapomnienia polskie tradycje, a sztuka to jedyny nośnik dla uniwersalnego piękna i wartości. Pokazuję piękna tego świata, świata doskonałego. Dla mnie celem sztuki nie powinien być rozcieńczony intelektualny destylat, ale właśnie życie – intensywne, olśniewające życie. Jest to o wiele trudniejsze niż szokowanie brzydotą i skandalem, ale podejmuję tę nierówną walkę, gdyż ludzka dusza pragnie piękna, piękno jest dla niej balsamem”. 

Damian Lechoszest, „Life lection”, 40 x 60 cm, oil,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

Tak odważna deklaracja młodego artysty jest warta odnotowania, szczególnie w czasach, gdzie własne zdanie, nie urobione przez modę i powszechnie panujące gusta, jest czymś na prawdę rzadkim i wyjątkowym. Artysta nie patrzy na opinie, które zarzucają mu banalizację i sentymentalizację sztuki, po prostu konsekwentnie robi swoje zachowując ogromną dozę szczerości twórczej. Jak określić styl, w którym realizuje się twórczo Lechoszest? Artysta widzi siebie w kręgu realizmu impresjonistycznego, stroni raczej od etykiety postimpresjonisty czy symbolisty, głównie z tego powodu, że w akcie twórczym łączy to, co widzi, z tym co sobie wyobraża, tworząc swoisty amalgamat impresji, dając obraz tego, co chciałby byśmy widzieli. Siłą jego obrazów jest przede wszystkim wykreowany nastrój, który potrafi wydobyć z naszej pamięci to, co piękne, zapomniane, wyidealizowane. Innymi słowy, przez nastrój pokazuje świat, taki jakim chcielibyśmy go oglądać. Od obrazów aż bije ciepło, jak gdyby artysta malował światłem popołudniowym, ciepłym, o miękkiej barwie, wzbogacone jest przez użyte rekwizyty, lampy naftowe, ogniska, fajki, kominek. Od obrazów bije nie tylko ciepło, blask ale i błogość. Jak miałbym przyrównać proces malowania Lechoszesta do czegoś, to porównałbym go do tego, jak latem wchodzimy do wody, najpierw zanurzamy w wodzie łokieć, sprawdzając czy woda jest odpowiednio ciepła na kąpiel. To samo robi Damian Lechoszest, sprawdza farby, czy mają odpowiednią temperaturę, dopiero potem maluje dając radość naszym oczom i wyobraźni, obmywa nas z szarej codzienności pełnej banału i brzydoty. 

Damian Lechoszest, „Anna Laura”, 30 x 18 cm, oil,
źródło: https://www.facebook.com/lechoszest & https://www.damianlechoszest.com

Od jego obrazów aż czuć ciepło, są one jak bilet w podróż do dawnego świata, którego już niema, do świata, w którym mieszkaliśmy w domach a nie apartamentach, kiedy chodziliśmy do fryzjera a nie do stylisty, jedliśmy kanapki a nie sadwiche. Samo operowanie czystym kolorem przez artystę ma też swój cel. Jak pisał Van Gogh w liście do siostry Wilhelminy: „Im bardziej staję się brzydki, stary, zły, chory i biedny, tym bardziej pragnę się pomścić, dając kolor świetlisty, dobrze dobrany, jaśniejący. Jubilerzy, zanim się nauczą dobrze układać drogie kamienie również stają się starzy i brzydcy. A ułożenie w obrazie kolorów tak, aby drgały i nabierały znaczenia, to coś jak ułożenie klejnotów”. Portretowe obrazy Lechoszesta są właśnie takimi klejnotami. Nie ma co ukrywać, że Lechoszest kreuje w swych obrazach sztuczne światy, być może dlatego, by uciec od szarej rzeczywistości, ale robi to w sposób wysoce przekonywujący, bo tropi jak gończy pies, to co piękne, co uderza w czuła strunę wspomnień, dając piękny akord. Dzisiaj, czterdziestopięcioletni malarz jest spełnionym artystą. Jego twórczość cieszy się ogromnym zainteresowaniem na całym świecie, jego prace znajdują się w kolekcjach prywatnych na wszystkich kontynentach, malarz na stałe współpracuje z galeriami sztuki w USA. Ilekroć patrzę na jego obrazy to myślę sobie, że są one doskonałym przykładem tego, co pisał o obrazie w Renesansie Leon Battista Alberti. Obraz, wedle renesansowego teoretyka, winien być jak okno w ścianie, które jest łącznikiem między naszym domem, a tym co na zewnętrz. Jak malarz sprawnie i dobrze namaluje obraz, to chcemy przez takie okno wyglądać, patrzeć na ten świat zewnętrzny, nabierać chęci, by wyjść na zewnątrz. Ja, gdy patrzę na obrazy pędzla Damiana Lechoszesta, to zawsze sobie myślę, w takim świecie chciałbym żyć. Co więcej można chcieć od sztuki?

Zapraszam do wysłuchania podcastu na temat twórczości Damiana Lechoszesta:









Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Alfons i jego kobiety. Rzecz o twórczości Alfonsa Muchy.

Bywa i tak w historii, że te same rzeczy odkrywane są co jakiś czas. Na przykład idea   demokracji wynaleziona przez starożytnych Greków w ateńskiej polis, jako ustrój państwa, została zarzucona w historii na wiele wieków i ponownie odkryta w czasach nowożytnych. Podobnie było z wynalazkiem papieru, który został wynaleziony w Chinach przez kancelistę na dworze cesarza He Di z dynastii Han, około 105 r. n.e i ponownie odkryty w Europie po niemal 1000 lat. W pewnym sensie podobnie jest z twórczością Alfonsa Muchy. Ten genialny ilustrator, grafik, malarz i rzeźbiarz był sławą Paryża, Wiednia, Pragi na początku XX wieku. Jednak z czasem jego blask słabł, został pokryty kurzem zapomnienia i pewnie odszedłby w niepamięć, gdyby nie pewne wydarzenie. Alfons Mucha, Fate, 1920, olej na płótnie, 51,5 x 53,5 cm, Muzeum Alfonsa Muchy w Pradze, źródło: http://masterpieceart.net/alphonse-mucha  Na początku 1963 roku największe muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego w Londynie czyli Muzeum Wiktorii i