Przejdź do głównej zawartości

Kurdupel skandalista - Xawery Dunikowski

Współczesna psychologia poszukując składowych charakteru człowieka zwraca uwagę na to, że wychowanie, środowisko czy zawarte znajomości, to tylko część elementów, które finalnie budują naszą osobowość. Oprócz wymienionych czynników najważniejsza jest pula genów z jaką przychodzimy na świat, to one w największym stopniu wpływają na to, kim jesteśmy. Dobrym przykładem tej hipotezy może być postać Xawerego Dunikowskiego. Jego życiorys, który mógłby być doskonałym scenariuszem filmu akcji, wydaje się być mieszanka wybuchową skrytą w jego puli genów. W jednej osobie możemy dostrzec niespotykaną wręcz wrażliwość, ale też brutalizm i awanturniczość, ugodowość i wielki tupet, porywczość indywidualizmu i buntu okraszonego szatańskim humorem trefnisia. 

Xawery Dunikowski, scanned from Almanach Fotografiki Polskiej, WAiF Warszawa 1959

Studenci i studentki w pracowni X. Dunikowskiego na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie
1933 r 
Narodowe Archiwum Cyfrowe Sygnatura 1 N 3152 9 "Kurier codzienny".

Zdarza się w życiu i tak, że wielki geniusz skryty jest w mikrej postaci. Patrząc na fotografie Dunikowskiego widzimy drobnej postury mężczyznę w butach o bardzo grubych podeszwach, z płowymi, rzadkimi włosami, zaś słuchając jego nielicznych wywiadów radiowych słyszymy sepleniącego zabawnie falsetem mężczyznę. Natura nie wyposażyła Dunikowskiego w atletycznej budowy ciało, głęboki baryton czy też bujną fryzurę. Analizując jego biografię artystyczną można przyjąć, że wbrew pospolitości, a nawet komiczności wyglądu, swą sztuką chciał zwrócić na siebie uwagę,, ukazać swe wewnętrzne piękno, a gdy dostrzeżono jego geniusz, potrafił nawet ze swej mikrej postury uczynić rozpoznawalny atut. Początki kariery artystycznej Dunikowskiego nie były łatwe. Sam przyznał w wywiadzie radiowym: „W całej szkole miałem najgorsze stopnie z rysunków. Mój nauczyciel za głowę się chwycił, kiedy się dowiedział, że zostałem profesorem akademii. Kiedy miałem dziewiętnaście lat zakochałem się i wtedy koniecznie chciałem zrobić portret swojej ukochanej. Wziąłem węgiel i nim zrobiłem portret z profilu, taki rysunek, płaskorzeźbę. Udało mi się i od razu i zacząłem rzeźbić. Wtedy postanowiłem, że zostanę rzeźbiarzem”. Gdy po maturze Dunikowski trafił na studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, kadra naukowa już na pierwszych zajęciach odkryła jego nieprzeciętne zdolności przyznając mu stypendium dla najzdolniejszego studenta. Mając zaledwie 28 lat zostaje nominowany na profesora warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Niestety, porywczy charakter młodego profesora dał znać szybko o sobie. 18 stycznia 1905 roku Dunikowski wraz z właścicielem Zachęty Janem Krywultem omawiali w restauracji Lijewskiego przy Krakowskim Przedmieściu wystawę prac studentów. W pewnym momencie podszedł dziarskim krokiem do stolika uczeń Jana Matejki Wacław Pawliszak. To jego pracy Dunikowski nie chciał dołączyć do ekspozycji. Kiedy podniósł rękę próbując spoliczkować Dunikowskiego, ten szybkim gestem wyciągnął z marynarki rewolwer strzelając mu w głowę. Gdy rewolwer jeszcze dymił w dłoni rzeźbiarza, ten wezwał lekarza i sam stawił się na policję celem złożenia zeznań. Po wyjaśnieniu, że działał w samoobronie i po wpłacenia kaucji w wysokości dwóch tysięcy rubli wyszedł z aresztu. Pawliszak nie odzyskał przytomności i zmarł w szpitalu Przy okazji tego zabójstwa zwrócono uwagę, że młody profesor nie stroni od awantur i pojedynków, chodzi z wielkim rewolwerem skrytym w marynarce i co rusz wywołuje w stolicy skandale. Od tego czasu warszawskie wystawy rzeźb Dunikowskiego musiały być pilnie strzeżone, gdyż grożono wprost, że zostaną zniszczone. Artysta w aurze skandalu porzuca stolicę i wraca na krakowską Akademię. Niestety i tutaj awanturniczy charakter Dunikowskiego daje o sobie znać. Artysta spędza czas między pracownią, Akademią i licznymi barami w grodzi Kraka. Pomiędzy jedną a drugą imprezą zakrapianą alkoholem rzeźbi w 1906 roku cykl „Kobiet brzemiennych", które po latach krytyka nazwie „najlepszym i głównym dziełem rzeźby polskiej".

Dunikowski na tle Kobiet brzemiennych IV i III, ok. 1906 r., wł. Muzeum Narodowego w Warszawie, fot. Józef Kuczyński.

Dunikowski portretuje kobiety w różnych stadiach ciąży stylizując je na mityczne postacie. Gdy je prezentuje krakowscy krytycy są tak oburzeni pracami, że jeden z nich przetrąca „Brzemiennej I” przedramię. Niezrażony krytyką Dunikowski zaczyna cykl zatytułowany „Głowy wawelskie”, przeznaczone do kasetonów stropu na Wawelu. W trakcie realizacji, wiedząc już, że z jego portretów Wawel nie skorzysta, nie przerywa prac, stwarza 79 portretów w gipsie, brązie i drewnie. Niemal każdy rzeźbiarski portret jest arcydziełem, które ujawnia niebywały zmysł obserwacyjny Dunikowskiego, w twarzach znanych postaci polskiej kultury i polityki Dunikowski ukazuje ich charaktery i aparycję.

Głowy Wawelskie, Królikarnia, Warszawa, fot. autor.

I wojna światowa zastaje Dunikowskiego we Francji, gdzie natychmiast wstępuje do Legii Cudzoziemskiej. Niestety jest z niej szybko zwolniony ze względu na zły stan zdrowia i mikrą posturę. Artysta wraca zatem do Paryża w 1914, gdzie spotyka swą dawną studentkę Sarę Lipską. W efekcie burzliwego romansu rodzi się im córka Maria. Jednak niespokojny duch Dunikowskiego karze mu porzucić młodą matkę z dzieckiem. Jak sam przyznaje, nie wytrzymuje rodzinnego życia, w którym nie ma miejsca na sztukę. Odchodzi bez środków do życia. Los stawia na jego drodze gwiazdę Paryża, słynnego ekscentryka fryzjera Antoniego Cierplikowskiego, który oprócz tego, że układa fryzury dla takich postaci jak Josephine Baker czy Édith Piaf, to chce się jeszcze uczyć rzeźby. Jego nauczycielem zostaje Dunikowski. Szybko staje na nogi i otwiera własną pracownię, tam też powstaje fenomenalny projekt grobowca Bolesława Śmiałego. Jednak atmosfera Paryża go nuży, wraca w 1921 r. do Krakowa, gdzie zostaje zatrudniony jako kierownik katedry rzeźby w krakowskiej Akademii. Ten awans nie zmienił jednak wiele, rzeźbiarz pracuje jak szalony, awanturuje się i jest głównym tematem plotek w Krakowie. 

Projekt pomnika Stalina, Królikarnia, Warszawa, fot. autor.

Jednak wybrany pomnik nie przypada gustu przedstawicielom władz. I ile wierzyć świadkom, po prezentacji gipsowego modelu Bierut wpadł w szał, Cyrankiewicz się śmiał a Hilary Minc kazał go szybko zakryć. Stalin Dunikowskiego wyglądał jak nadęty karzeł, który trzyma władczo dłoń na wypiętym torsie, stojąc w ogromnych, jakby podkutych butach. Jeszcze w latach siedemdziesiątych po Warszawie chodziła pogłoska, jakoby Dunikowski po odrzuceniu jego projektu miał powiedzieć sepleniąc: „Dobze, ze nie psyjęli go, bo ja specjalnie takiego skurwego syna wyzeźbiłem!” Wydaje się być to tylko anegdotą, bo do dziś w Królikarni jest 60 stronicowy zeszyt, w którym znajdują się szkice i wstępne projekty pomnika dyktatora, które raczej wskazują, że artysta do zlecenia podszedł bardzo poważnie i skrupulatnie. 

Przyglądając się jego biografii artystycznej widzimy życie pełne sprzeczności, gwałtownych uniesień, silnej potrzeby twórczej, tytanicznej pracy ale i zniechęcenia, głębokiej religijności ale i niepohamowanej, zwierzęcą wręcz zmysłowość, buntu i zawieranych za wszelką cenę kompromisów. Aż trudno uwierzyć, by w jednej biografii odnaleźć żołnierza, który służył w Legii Cudzoziemskiej, awanturnika, który z rewolweru wymierza sprawiedliwość w restauracji w Warszawie, artystę, który zachwyca Hitlera do tego stopnia, że chce się fotografować na tle jego prac, wynędzniałego i chorego na tyfus, ważącego 40 kilogramów więźnia obozu Auschwitz, i czołowego socrealistę odznaczanego przez Bieruta, czy w końcu profesora Akademii Sztuk Pięknych, który goni z siekiera wokół plant krakowskich nagą modelkę i rozbija butelki o głowy pijących w Jamie Michalikowej. Te pełne sprzeczności życie birbanta artysty nie przeszkadzało mu stworzyć rzeźb, które w panteonie sztuki europejskiej XX wieku nie mają sobie równych. Pytany o najwybitniejszego rzeźbiarza w historii polskiej sztuki, bez cienia wahania odpowiadam: Xawery Dunikowski.

Studenci skarżą się na nerwowego profesora, który w wizjerze do swojej pracowni instaluje ruchomy, ostry szpikulec, zaś podczas odwiedzin otwiera drzwi ubrany tylko w kolorową apaszkę na szyi, widząc zaś zmieszanie gościa mawiał sepleniącym głosem: a co ty krakowiaka ześ nigdy nie widział? Niezły mam pistolecik, co? 

Niestety szał pracy twórczej przerywa wojna. 20 czerwca 1940 r. Dunikowski zostaje aresztowany przez gestapo i jedzie w stronę Auschwitz Birkenau w pierwszym transporcie więźniów. Nie jest już młodzikiem, ma ponad 60 lat, na przedramieniu obozowy kapo tatuuje mu numer 774. W obozie, jak sam po wojnie przyznaje, uratowała go jego sława: „Przed wojną była wielka wystawa polskiej sztuki w Berlinie. Ja tam wystawiałem swoje rzeźby. Hitler się fotografował z tymi dziełami, tak mu się podobały. I mnie mój kolega przysłał tę fotografię do obozu w Oświęcimiu”. Trafia zatem do pracowni snycerskiej a potem do pracowni rzeźby obozowej, poznaje tam rotmistrza Witolda Pileckiego. Gdy wychodzi z obozu, choruje na tyfus i waży niespełna 40 kilogramów. Wycieńczony fizycznie, będąc jeszcze w szpitalu rzuca się w wir pracy, przystępuje do konkursu na projekt pomnika powstańców na Górze Św. Anny. Jeszcze przed ogłoszeniem wyników konkursu powszechnie wiadomo, że Dunikowski otrzyma zlecenie, jest rozpoznawalnym artystą a władza ludowa potrzebuje uwierzytelnienia. Gdy przyjeżdża na Górę świętej Anny historia się powtarza, obraża robotników pracujących przy pomniku, zaś mieszkańcy piszą w jego sprawie do samego wojewody Jerzego Ziętka, by zabrał z Góry świętej Anny sepleniącego profesora, gdyż bałamuci i napastuje młode dziewczyny. Pomnik na wzór archaicznego amfiteatru otwiera mu kolejne zlecenia, z których skwapliwie korzysta, portretuje Lenina i Żołnierza i Robotnika stając się sztandarowym artystą socrealizmu. Gdy powstaje w Warszawie Pałac Kultury i Nauki zostaje rozpisany konkurs na pomnik Stalina. Pierwsza nagrodę w wysokości 35 tysięcy dostaje Dunikowski. Jednak wybrany pomnik nie przypado gustu przedstawicielom władz. I ile wierzyć świadkom, po prezentacji gipsowego modelu Bierut wpadł w szał, Cyrankiewicz się śmiał a Hilary Minc kazał go szybko zakryć. Stalin Dunikowskiego wyglądał jak nadęty karzeł, który trzyma władczo dłoń na wypiętym torsie, stojąc w ogromnych, jakby podkutych butach. Jeszcze w latach siedemdziesiątych po Warszawie chodziła pogłoska, jakoby Dunikowski po odrzuceniu jego projektu miał powiedzieć sepleniąc: „Dobze, ze go nie psyjęli go, bo ja specjalnie takiego skurwego syna wyzeźbiłem!” Wydaje się być to tylko anegdotą, bo do dziś w Królikarni jest 60 stronicowy zeszyt, w którym znajdują się szkice i wstępne projekty pomnika dyktatora, które raczej wskazują, że artysta do zlecenia podszedł bardzo poważnie i skrupulatnie. 

poniżej link do podcastu o Xawerym Dunikowskim:





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skrzynia pełna skarbów. Kaplica Sansevero w Neapolu

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy, bo poświęcony nie konkretnemu artyście a miejscu. Swego czasu, kiedy pracowałem we Włoszech, zdarzało mi się bywać w Neapolu kilka razy w miesiącu. Nigdy jednak nie miałem na tyle czasu, by odwiedzić perłę miasta pod Wezuwiuszem, czyli kaplicę Sansevero, o której niejednokrotnie czytałem.  Antonio Corradini, Skromność, (detal), 1752, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Po kilkunastu latach, gdy wróciłem na kilka dni do Neapolu obiecałem sobie, że mogę nie zjeść pizzy, nie spacerować po słynnej Spaccanapoli, ale tajemniczą  i osobliwą kaplicę musze odwiedzić. Tak też się stało. Kaplica schowana w ciemnym zaułku pomiędzy obdrapanymi budynkami, suszącym się praniem absolutnie z zewnątrz nie zdradza tego, jaki kryje brylant.  Giuseppe Sanmartino, Cristo velato, 1753, Kaplica Sansevero w Neapolu, źródło: https://www.museosansevero.it Położona przy Via Francesco de Sanctis pod numerem 19-tym, na północny zachód od kościoła S

Wojna światów według Jakuba Różalskiego.

     Będąc kiedyś w Wiśle zobaczyłem ulotkę Muzeum Magicznego Realizmu. Jako, że Muzeum było niedaleko mojego zakwaterowania, postanowiłem zobaczyć miejsce, które reklamowało się jako jedyne tego typu muzeum w Europie. W odnowionej willi polskiego naukowca Juliana Ochorowicza trafiłem na obrazy Jakuba Różalskiego, które opowiadały alternatywną wersję wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku.  Jakub Różalski,  1920 - Guest from the west, źródło: https://jrozalski.com/ Bardzo mi się podobały te obrazy, miały   mocno ilustracyjny charakter, może nieco komiksowy, ale w tym najlepszym wydaniu. Dla mnie obrazy spełniały wszystkie kryteria sztuki, która może się podobać: za każdym z obrazów stał fenomenalny pomysł, na dodatek w mistrzowski sposób udało się artyście wydobyć z wyobraźni fantazmaty i przenieść je w kompozycje. Te obrazy mnie zaskoczyły, bo widać w nich było wpływ malarstwa Młodej Polski, pejzaże jak z miniatur Stanisławskiego, nieco skrótowe, lecz doskonale oddające klimat wiejski

Polski Michał Anioł - Stanisław Szukalski

Stanisław Szukalski na schodach przed wejściem do Art Institute w Chicago, 1920, org. fot. archiwum R. Romanowicza, skan. M. Pastwa. Współczesne badania z zakresu psychologii wskazują jednoznacznie, że u niektórych osobników we wzgórzu mózgu występuje mniej receptorów dopaminy. Wzgórze mózgu odpowiada przede wszystkim za materiał zmysłowy, który trafia do naszej świadomości, zaś dopamina w odpowiedniej ilości działa jak skuteczny filtr, odsiewający między innymi te informacje, które są dla nas zbędne. Niedobór dopaminy powoduje, że do kory mózgowej wpada silny strumień chaotycznych i nieposegregowanych informacji. Dopamina działa na dodatek jak chłodnica dla naszego mózgu, gdy jej brakuje, mózg potrafi się wtedy „przegrzać” od nadmiaru bodźców. W efekcie tego, niektórzy osobnicy z niedoborem dopaminy potrafią wykształcić ponadprzeciętne zdolności, głównie związane z postrzeganiem przestrzennym, reszcie zaś pozostaje obłęd. Biografia Stanisława Szukalskiego zdaje się być wypadkową tych